Sobota - niedziela, 14-15 lipca 2018. W piątek kupiłem w
księgarni Naukowa Dumka dwie ukraińskie książki z serii Nevydoma Ukraina, czyli
prawdopodobnie Nieznana Ukraina. Pierwsza opowiada o Gotach, po których zostały
na Pomorzu kamienne kręgi (pisałem o nich wcześniej), a którzy wywędrowali
stamtąd na południe Ukrainy i w końcu podbili Imperium Rzymskie. Okazuje się,
że Goci utrzymali malutkie chrześcijańskie księstwo na samym południu Półwyspu
Krymskiego aż do połowy XV wieku, kiedy to cały Krym stanowił już ośrodek
mongolskiego chanatu krymskiego. Tytuł książki „Omrijana kraina ditej Odina.
Goty na terenach Ukrainy”, autor Jurij Głuszko. Druga książka sięga znacznie
dalej w tył w czasie. Od V do III tysiąclecia przed Chrystusem pomiędzy
Karpatami a Dnieprem rozwijała się zaawansowana kultura tripilska. Zetknąłem
się z nią już wcześniej, podczas jednej z moich wizyt na Ukrainie. Tytuł
książki „Szliakami tripilskovo svitu. Tripillia – shidnyj forpost cyvilizacii
staroj Evropy”, autor Michajło Videjko. Według jednej z hipotez, była to
kolebka wielu późniejszych ludów i cywilizacji Europy. I podobno niedaleko już
im było do stworzenia własnego pisma.
Zachęcony informacjami o licznych zbiorach wykopalisk
kultury tripilskiej (nazwa pochodzi od małej ukraińskiej miejscowości; duży
zbiór znajduje się w Krakowie, ale i warszawskie Muzeum Archeologiczne też coś
ma) postanowiłem zajrzeć rankiem do kijowskiego Muzeum Archeologicznego. Kilka
impresji z tej wizyty związanych z tripilczykami (jak zwykle odblaski na szkle
i szybkie zdjęcia z ręki – muzeum czynne od 11-tej, a wymeldowanie z hotelu do
12-tej; na szczęście nikt nie zabrania fotografować):
Ceramics of Tripilska Culture, V - III millenium BC. |
I jeszcze prawdziwy Scytyjski baba z wąsami (być może słowo "baba" pochodzi z tureckiego, gdzie podobnie brzmiący wyraz oznaczał przodka):
Scythian stone male baba with moustache. |
No i budowali (kto?) tu prawdziwe megalityczne kurhany, nie gorsze niż w Irlandii:
A megalithic structure in Ukraine |
Wczesnym popołudniem jadę z moim gospodarzem na wieś, czyli
na jego działkę, czyli jak tu mówią na daczę, położoną na wschód od Kijowa.
Wspaniała okazja, żeby popływać w jednym z tutejszych jeziorek. To moja
pierwsza kąpiel tego upalnego lata. Wieczorem
półfinał mundialu i grill, ale też dania wegańskie. W niedzielę rano jeszcze
raz pływanie i hajda na lotnisko, które tylko pół godziny drogi samochodem.
Jeszcze chwilka poświęcona innym moim lekturom w krótkich
przerwach aktywności zawodowej i turystycznej (czekanie na lotnisku było chyba
najdłuższą taką przerwą). Czytam na przemian Osipa Mandelsztama „Zgiełk czasu”
w tłumaczeniu Ryszarda Przybylskiego i „Kurtyka. Sztuka wolności” Bernadette McDonald,
biografię jednego z największych wspinaczy światowych, który dożył zresztą
ładnego jak na wspinacza wieku – ma już ponad siedemdziesiątkę. Mandelsztam
wspomina swoje dzieciństwo i lata chłopięce spędzone w Petersburgu na przełomie
XIX i XX wieku. Równocześnie śledzę dzieciństwo, lata szkolne i początki wspinaczki
Wojtka Kurtyki przeżywane w PRL-u. Porównanie budzi ciekawe refleksje. A jak jeszcze dorzucę własne wspomnienia…