29 lutego, 2020

Więcej zimy w Sztokholmie

27 lutego, czwartek. Rano pod oknem:
i naprzeciwko:
a więc znowu napadało (wczorajszy śnieg stopniał do wieczora). To miło zobaczyć śnieg na wysokości kilkunastu metrów npm, chociaż na trochę. Znowu zapowiadają ocieplenie i małe szanse na atak zimy tej zimy. Wieczorem pożegnalny śnieg na Arlandzie:
Dopiero co zakończyli pryskać samolot płynem zabezpieczającym przed oblodzeniem, stąd kałuża pod skrzydłem. To właśnie tutaj był wypadek samolotu, który zaraz po starcie, oblodzony, spadł z powrotem na ziemię. Na szczęście w olbrzymią zaspę śniegu. Ofiar nie było, ale szybko wprowadzono na wszystkich "zimnych" lotniskach zabezpieczanie (potrzebne tylko w określonych warunkach atmosferycznych). Bywałem już wtedy często na Arlandzie.
Na północy Szwecji zima jest porządna, minus dziesięć w Kirunie i kupa śniegu. Znajomy Japończyk właśnie tam był i widział dwie wspaniałe zorze polarne, ale w odróżnieniu od swoich teściów nie próbował psiego zaprzęgu. Zimowe wizyty w Kirunie to ulubione zajęcie Japończyków i Chińczyków, podobno teraz jest ich tam zatrzęsienie. W pracowni, którą odwiedziłem, jest w tej chwili troje Chińczyków i czterech Japończyków, więc przy wspólnym obiedzie  niekończące się rozmowy o COVID 19...



26 lutego, 2020

Zima w Sztokholmie

26 lutego 2020. Środa Popielcowa. Krótki wypad do Sztokholmu w sprawach zawodowych. Wczoraj rano na lotnisku w Warszawie można było zobaczyć z samolotu kołującego na start taki widok:

Nad chmurami było trochę lepiej (właściwie z definicji):
a w okolicach Sztokholmu panowała już ładna pogoda:
Przede wszystkim wszędzie dużo wody. I sztokholmskie przedmieścia:
Dalej na północ bardziej sielsko:
 
Lotnisko Arlanda z wysoka:
i z bliska:
A dzisiaj rano, kiedy wyjrzałem przez okno:
To podobno pierwszy śnieg tej zimy, a starczyło go tylko dla osiedli na południe od centrum Sztokholmu. Zapowiadają jednak dalsze opady.


 

18 lutego, 2020

Czternaście stopni

Sobota, 15 lutego.Chodzi o czternaście stopni Celsjusza, które pokazywał w porywach (stabilnie 12 - 13 C) autokarowy termometr w czasie przejazdu przez Austrię w drodze powrotnej do Polski. Kilka zdjęć z trasy:
 
 
 
 
 
Na zakończenie kilka plotek austriackich:
1) Dla miłych pań: na stoku należy mieć warkocz, a najlepiej dwa, zwłaszcza, jak się jest nastolatką (ale w żadnym wieku nie zaszkodzi); powinien powiewać spod kasku w czasie jazdy.
2) Dla piwoszy: Tu wszystkie lokalne browary mają wersję bezalkoholowe, włącznie z białym pszenicznym. Znalezienie alkoholu we krwi osoby, która miała wypadek na stoku anuluje ubezpieczenie (ale nie wszystkim to przeszkadza).
3) Dla nostalgicznych: Po dokładniejszej analizie doszedłem do wniosku, że Gross Glocknera nie mogłem zobaczyć z miejsc, które odwiedziłem. Tym bardziej nie mogłem zobaczyć schowanego za nim szczytu Grosser Muntanitz (3232 m npm), jedynego szczytu w Alpach Austriackich, na który kiedyś wszedłem (razem z moją córką, drugi nasz wspólny alpejski szczyt leży w Alpach Delfinatu, i to wszystko, jeżeli chodzi o moje alpejskie wejścia).

PS. Dodałem zdjęcia do wpisu "Katschi"

14 lutego, 2020

Turracher: w pułapce

Piątek, 14 lutego. Ostatni dzień nart. Znowu skrótowo, bo trzeba się pakować. W Turracher jeździ się po obu stronach doliny, przejazd pod szosą, w drugą stronę, leciutko pod górkę, można się złapać liny. Przez niewielkie jeziorko przeciąga narciarzy śnieżny traktorek. Bardzo dużo małych dzieci na trasach.
Zdążyłem zjechać dwa razy z najwyższego punktu w ośrodku, około 2000 m npm, ogrzewana kanapa, pod szczytem Kornock, 2205 m npm, zanim zamknęli wyciąg z powodu wichury (też kilka innych). Jak wszyscy, przerzuciłem się na przeciwna stronę doliny, i jak wszyscy wpadłem w pułapkę. Orczykiem podjeżdżamy w górę i można zjechać do początku orczyka albo pod sąsiednią kanapę Zirbenwaldbahn, co wszyscy robimy. Z górnej stacji można zjechać z powrotem do orczyka lub ... do jej dolnej stacji. Istniejący łącznik do dwu dalszych wyciągów i trasy FIS (tylko czerwonej) był zamknięty. Kolejek takich jak pod dolną stacją Zirbenwaldbahn nie widuje się nawet w Polsce (jak twierdzą narciarze bardziej doświadczeni niż ja, ale czekanie nie trwało dłużej niż 10-15 minut, więc sami oceńcie; kanapa jest ośmioosobowa). Na szczęście otworzyli z powrotem "wysokie" wyciągi i na zakończenie (mojego) sezonu dało się jeszcze pojeździć bez kolejek.
Kilka widoczków z okolicy Turracher, robionych zresztą w wichurze zacinającej porywanym ze zboczy śniegiem:
Idzie zadyma:
Z małego aparatu:
Fotografia wiatru? I widoczek ze stoku:
W dolinach, dla miłośników biegówek też jest coś przygotowane:

To jest akurat trasa biegowa (wcale długa) w Bad Kleinkirchheimer, przez które dzisiaj znowu przejeżdżaliśmy ze względu na termy, z których część naszej drużyny chciała skorzystać po nartach (zjazdowych). (robione z jadącego autobusu).

 

13 lutego, 2020

Katschi

Czwartek, 13 lutego. Katschi to pieszczotliwe określenie ośrodka narciarskiego Katschberg. Domyślacie się prawdopodobnie, że dzisiaj jeździłem bardzo rozważnie, co poskutkowało przejechaniem 27 kilometrów tras narciarskich bez upadku i tylko z jednym zatrzymaniem się na trasie, kiedy to postanowiłem na zalodzonej ściance przeczekać deszcz krawędziowców i snołbordzistów, przelatujących przede mną i za mną z dużą szybkością i częstotliwością. Muszę tu dodać, ze na tej ściance nosiło mnie od brzegu do brzegu, więc dawałem im niewielkie szanse na nie trafienie we mnie. A kilometry łatwo policzyć, bo ośrodek ma długie trasy, a więc przejechałem 2x6 km, 2x5 km, 2x1.5 km (łącznikowe) i 1x2 km, wszystkie czerwone. Komu się nie chce liczyć, może sobie uruchomić odpowiednią aplikację w komórce i dowie się dodatkowo z jaką szybkością jechał (ostrzegali mnie jednak, że przy niskich temperaturach bateria szybko się zużywa i aplikacja wariuje).
W ośrodku można jeździć po obu stronach doliny i jest nawet łącznikowa nartostrada przez wieś. Ja jeździłem na górze Aineck, 2220 m npm, na szczyt wjeżdżałem krzesełkami z miejscowości Katschberghohe, 1641 m npm, a wracałem 5 km nartostradą. Krzesełka zamknęli wczesnym popołudniem z powodu silnego wiatru, ale ja i tak zakończyłem swoje jeżdżenie.
Więcej jeździłem po przeciwnej stronie szczytu, gdzie można było zjechać na dół nartostradą A1, czerwona, 6 km, na poziom 1066 m npm i wrócić na szczyt 3 gondolkami, z 1.5 km zjazdem łącznikowym. Szczytową gondolką rzeczywiście po południu nieźle miotało, ale chyba jej nie zamknęli, bo wszyscy nasi zdążyli wrócić na 16-tą do Katschberghohe.
Lodowata wichura nie pozwalała rozkoszować się robieniem zdjęć, a szkoda, bo była lampa i wspaniałe panoramy.
Większość z nas uznała ten ośrodek za najlepszy z dotychczas przez na odwiedzanych, przede wszystkim ze względu na długie trasy (też świetne czarne) i duże urozmaicenie terenu. Wichura co prawda zwiewała śnieg do czystego lodu np. z prawej części trasy, ale gromadziła go na lewej części, tak że nawet w tych warunkach jazda była przyjemna.
Wieczorem wyjazdowa kolacja na pobliskim, średniowiecznym zamku Sommeregg, z późnym powrotem, więc nie mam czasu na przeglądanie zdjęć. Postaram się dodać je później.
Trochę gór dla ich miłośników:



 
 
 
Widać jak wiało?
A teraz zamek, znany z Muzeum Tortur, ale myśmy tam byli po prostu na kolacji:
 
 
 
Na ostatnim zdjęciu mistrz ceremonii (z tamburynem), wybrany przez nas król, jego błazen, w tyle grzesznik w dybach i obok nich sędzia i kat w jednej osobie.  

12 lutego, 2020

Na lodowcu

Środa, 12 lutego. Zamiast wstępu zdjęcie dolnej stacji kolejki (1200 m npm):
Ośrodek narciarski na lodowcu Moelltaler. Od parkingów kolejka szynowa, podobna do tej na Gubałówce, zabiera jednorazowo do 180 osób na najniższe piętro doliny. Tyle że jedzie w skalnym tunelu pokonując trasę 4800 m długą w niecałe 8 minut (sprawdzone!). Ze stacji końcowej (2100 m npm) gondola zabiera ludzi do kolejnej stacji na 2800 m npm. Stamtąd wyciągi krzesełkowe (kanapa i krzesełkowy, tylko kanapa była czynna) pną się w pobliże szczytu Schareck, 3122 m npm:
Akurat przechodziła chmura z bardzo silnym wiatrem i śniegiem. Podwójny wyciąg po lewej stronie, a na wprost czerwona Jedynka. Pokazywało się też czasami słońce:

Jesteśmy w Wysokich Taurach; jeden z tych dwu szczytów, które było widać tylko przez chwilę, to prawdopodobnie Gross Glockner, najwyższy szczyt Austrii:

Za to pokazał się ładny widok na Alpy Karynckie (chyba):
Jeszcze kilka obserwacji narciarskich. Okresami, ze względu na mgłę i jakieś szczególne oświetlenie, nie można było rozróżnić elementów powierzchni śniegu i nie było właściwie wiadomo po czym się jedzie, aż do zaburzeń równowagi - skarżyło się na to wiele osób. Ja trzy razy się wywaliłem, w tym dwa razy na bardzo łagodnym nachyleniu. Co ciekawe, stwierdziłem że po wywróceniu się na płaskim bardzo trudno jest wstać na nogi - musiałem odpinać narty.
W Austrii akurat ferii szkolne, więc wszędzie kłębił się tłum młodzieży w zorganizowanych grupach. Na szczęście trasy są tu szerokie.
Ośrodek narciarski na lodowcu Moelltaler działa też w lecie, ale trudno powiedzieć, gdzie ten lodowiec właściwie jest. W każdym razie wspomaga go duża ilość armatek śnieżnych stacjonarnych i przenośnych (na zdjęciu, górna stacja gondolki):

11 lutego, 2020

Święty Oswald

Wtorek, 11 lutego. Pogodny dzień, chociaż jeszcze przed szóstą rano mocno padało. Jedziemy do ośrodka w miejscowości Święty Oswald, położonego po przeciwnej stronie doliny do ośrodka, gdzie jeździliśmy pierwszego dnia. Św. Oswald to albo anglo-saksoński król Północnej Umbrii z pierwszej połowy VII wieku lub angielski biskup z X wieku. Ale teraz to przede wszystkim narty. Odwiedza mnie austriacki kolega, jeździmy razem, ale jestem dzisiaj wyraźnie zmęczony. Kilka widoków, niestety nie rozszyfrowanych w szczegółach: skaliste góry to Alpy Karynckie i Alpy Julijskie z (prawdopodobnie) Triglavem. Niestety mapy w komórkach nie za bardzo pomogły.
Górna stacja gondoli:
Trasy Bad Kleinkirchheim (z pierwszego dnia):
No i góry: