Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Niemcy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Niemcy. Pokaż wszystkie posty

07 września, 2019

Halle i Hannover

Sobota, 7 września 2019. Najpierw jeszcze trochę reminiscencji z Halle. Chemii w okolicy jest rzeczywiście dużo, starczyłoby tych terenów na spory park narodowy (widok z pociągu, instalacje ciągną się przez przynajmniej dwie stacje):
 
Dla zmartwionych budową autostrad przez tereny ważne ekologicznie podobny problem z rejonu Goseck: 
Duży zamek w Halle, obecnie muzeum sztuki nowoczesnej:
i najmniejszy, jakiego widziałem, MacDonald's przed wejściem na dworzec:
Na pożegnanie Halle figura Rolanda (tego z wczesnośredniowiecznej Pieśni o Rolandzie) na ścianie Czerwonej Wieży:
Roland był bardzo popularny w średniowiecznych miastach niemieckich a jego figury stawiano jako wyraz dążenia mieszczan do niezawisłości i samostanowienia.
Na powitanie Hanoweru dla odmiany pomnik Lutra przed średniowiecznym Kościołem na Rynku (Marktkirche):
 Na drzwiach do kościoła św. Jerzy ze smokiem:
 
na początku nawy głównej, pod filarem, jakaś pani:
ale ołtarz ze sceną ukrzyżowania, uff, oryginalny średniowieczny:
Niechcący wysłuchałem w tym kościele próby przed wieczornym koncertem organowym, muzyka taki post-penderecki, ale czego ten facet nie wyciskał z organów!
Z pomników warto jeszcze pokazać księcia hanowerskiego Ernesta Augusta postawionego przez trzy wdzięczne narody przed głównym dworcem kolejowym:
Do otrzymania przez księcia tytułu księcia z nadania cesarza austriackiego walnie przyczynił się Leibniz, który pracując dla księcia jako historyk rodu Welfów, wyniuchał pokrewieństwo ze starożytnym rodem włoskim Estów.  Leibniz mieszkał w Halle w tej środkowej kamienicy (barokowej, odbudowanej):
Dom Leibniza jest teraz własnością miejscowego Uniwersytetu imienia Leibniza i dla takiej turystycznej szarańczy jak ja jest na głucho zamknięty. Kawałek Starego (odbudowanego, Halle szczyci się 88 nalotami w 1943 roku) Miasta:
W głębi wieża Marktkirche.
Odwiedziłem miejscowe Muzeum Sprengla (sztuka nowoczesna) ze względu na znajdujące się tu obrazy mojego ulubionego abstrakcjonisty (pierwsza połowa XX wieku) Paula Klee; na przykład obraz nawiązujący do skrętu-rotacji:
Na zakończenie krótki komentarz na temat czasu (problem interesujący nie tylko fizyków) wiszący nad moim hanowerskim łóżkiem:

03 września, 2019

Prehistoria w Halle

Wtorek, 3 września, 2019. Dzisiaj odwiedzam Muzeum Prehistorii, czyli Landes Museum Für Vorgeschichte Halle. Obejmuje okres od pierwszych łowców, którzy grasowali na tych terenach przed ponad 100 000 latami a kończy na okresie rzymskim, kiedy to pojawiają się pierwsze opisy "Germanii". Na początek szkielet mamuta i zadumany nad nim Neandertalczyk:
Ponieważ ten osobnik potrafi wzbudzić niekłamany zachwyt naszych pań, więc jeszcze pełnia jego wdzięku:
Z tego też okresu (125 tysięcy lat temu) pochodzą kości słonia chorego na zapalenie właśnie kości (??? może i czego innego, ale o tym archeologia milczy), który wszedł do wody aby ulżyć sobie w bólu i został tam przydybany przez tychże Neandertalczyków, i teraz na jego kościach są ślady zdrapywania mięsa narzędziami takiego typu:
Jeżeli kogoś porywa romantyka tych kamieni, tak jak mnie, to znajdzie prawdziwą ucztę wzrokową w tym muzeum. Ale sza. Jest też ceramika:
Piękne, prawda? A ile jej rodzai można znaleźć w Środkowych Niemczech! Ale to już Homo sapiens sapiens, jak go teraz nazywają, czyli my. Dalej, graffiti na kamieniach stanowiących komorę grobowca megalitycznego:
To mnie roi, ale nie ma czasu na studiowanie. Nb., w muzeum są przenośne rozkładane krzesła, można sobie takie wziąć i przed co ciekawszymi eksponatami posiedzieć i poczytać; niestety objaśnienia są prawie wyłącznie po niemiecku. Setki kamiennych siekier:

Jeszcze miniaturowe (kilkucentymetrowe), ale niezwykle cenne antropomorficzne figurki z kości:
 

Najważniejszym eksponatem w muzeum jest tak zwany Niebieski (od nieba) Dysk z Nebra, czyli cienki dysk z brązu (epoka kamienna już za nami) z naniesionym na niego księżycem i gwiazdami,  w tym gwiazdozbiorem Plejad, mający podobno służyć do obliczeń astronomicznych, w tym wyznaczania dni przesilań i, być może, uzgadniania kalendarza słonecznego i księżycowego (to ostatnie jest dla mnie trochę naciągane). Uchodzi za najstarszy plastyczny wizerunek nieba (z tym naj-, podobnie jak w przypadku Goseck, trzeba trochę uważać, ale UNESCO wciągnęło go na listę dokumentów ważnych dla ludzkości) - co prawda nie wiadomo, kiedy powstał ale 3600 lat temu
został zakopany w ziemi razem z dwoma mieczami, dwiema siekierkami, dwiema spiralami naramiennymi i jednym dłutem, wszystko oczywiście z brązu. O ile pozostałe przedmioty są gromadnie znajdowane w tzw. skarbach z okresu brązu (czyli darach składanych bogom przez zakopanie lub wrzucenie do wody), to dysk jest unikalny. Skarb został znaleziony w 1999 roku przez facetów z detektorem metali, ale że takowe poszukiwanie są zakazane w Saksonii-Anhalt, więc przy próbie sprzedaży nakryła ich policja bo już stało się o nim głośno w "środowisku". Wyroki nie były duże, bo główny oskarżony poszedł na współpracę z policją, dzięki czemu i archeolodzy mogli przebadać miejsce znaleziska, ale już nic więcej tam nie było. Dysku nie wolno fotografować, więc tylko zdjęcie z ulotki (zielony kolor daje patyna, której nie usunięto w czasie konserwacji):
i plastyczna impresja na temat innego skarbu (czego te muzea teraz nie wymyślają!):

Po południu odwiedzam DOM ze wspaniałym sklepieniem:
a potem kościół Trzech Marii i czterech wież z równie wspaniałym sklepieniem:
i ołtarzem z warsztatu Cranacha Starszego, przedstawiającego świętych:
a nad ołtarzem organy z połowy XVII wieku, na których za chwilę zacznie się półgodzinny koncert (świetny, ale przez niego straciłem ostatnią okazję wejścia na wieże, może jednak koncert był lepszy?). Święci na ołtarzu ewangelickim? Kościół zaczął zszywać z dwu mniejszych biskup katolicki i to on zamówił ołtarz. Inaugurację nie w pełni jeszcze skończonego kościoła robił jednak Luter. Chwała braciom odłączonym z Halle, że spokojnie ścierpieli świętych katolickich, a co jeszcze straszniejsze, po otwarciu widocznych skrzydeł bocznych ołtarza (tylko w święta) pokazuje się Matka Boska na księżycu. To przecież Apokalipsa, ale Matkę Boską na ołtarz? To mi przypomina moją Matkę Boską od Fontanny (bo to jest fontanna, tyle że w niedzielę wodę zamknęli) - w porannym słońcu udało mi się sfotografować ją en face:
oraz odkryłem tabliczkę informującą, że dzieło nazywa się Cykl życia. Ciekawe czy Miejski Urząd Parków, który zafundował fontannę w 2012 roku, był świadom jego religijnych konotacji?
Jutro opuszczam Halle, jest to moja ostatnia noc tutaj, więc na dobranoc dekoracja ściany nad moim łóżkiem:
Co tam jest napisane, to ja ani w ząb...








02 września, 2019

Goseck

Poniedziałek, 2 września 2019. No więc przyjechałem do Halle w ramach przerwy w moich peregrynacjach megalitycznych, najchętniej neolitycznych, przerwy na neolityczne struktury ziemno-drewniane. "Obserwatorium astronomiczne" w Goseck to najstarszy znany nam ślad prowadzenia szczegółowych obserwacji słońca przed prawie siedmiu tysiącami lat. A to tylko jeden z około setki tzw. z francuska "rondli", czyli przynajmniej z grubsza kolistych fos ziemnych o średnicach 50 - 150 metrów z wewnętrzną palisadą, odkrytych w Europie Środkowej (z innych terenów Europy i tego okresu nie są znane). Otwory w palisadach były zorientowane na charakterystyczne punkty wschodu i zachodu słońca, np. w dni przesilenia zimowego (najkrótszy dzień roku). Goseck uchodzi za najstarszy z "rondli": funkcjonował między około 4800 a 4600-4500 przed Chrystusem, podobnie jak wszystkie pozostałe. Dlaczego zostały porzucone, nikt nie wie. Goseck i wszystkie inne rondle odkryto na zdjęciach lotniczych, bo zboża czy trawa lepiej rosły na dawnych fosach; w terenie nic już nie było widać. Wykopaliska ujawniły ślady po drewnianych palisadach (zmieniony kolor gleby), ogniskach, pochówkach, itp. Ślady po fosie i palisadach w Goseck (dwie koncentryczne palisady) były na tyle dokładne, że udało się zrekonstruować ich kształt, otwarte przejścia i inne szczegóły. Podjęto decyzję o rekonstrukcji:
Już po żniwach... W powiększeniu:
Dębowe pale mają po ok. 2.5 metra wysokości. Na zewnątrz fosy (według archeologów miała początkowo 5 metrów głębokości, obecna jedynie z 1.5 metra) usypano wał z wybranej z niej ziemi:
Przerwy w wale to ziemne mosty przez fosę do trzech bram: północnej (główne wejście) i dwu wychodzących na wschód i zachód słońca w dniu przesilenia zimowego:
To akurat brama na zimowy wschód słońca. Między palisadami:
Mniejsze przejścia lub tylko rozrzedzenia palisady wskazują na wschody i zachody w dniu przesilenia letniego oraz tzw. święta wiosennego (ok. 1 maja, jeszcze dziś hucznie obchodzonego przez młodzież w Skandynawii :-) ). Na zachodnim otworze wiosennym ktoś zawiesił buddyjskie chorągiewki modlitewne:
A to "rozrzedzenie" palisady na przesilenie letnie:
Focia z turystami:
Cieszą mnie te odwiedziny w Goseck bo było nie było to najstarszy (przynajmniej na razie) ślad badań naukowych człowieka i tworzenia narzędzi do pomiarów ilościowych (niektórzy spece twierdzą, że "obserwatorium" służyło do uzgadniania niezbędnego w rolnictwie kalendarza słonecznego z bardziej praktycznym w codziennym użyciu księżycowym). Pomyśleć, że to tylko niecałe siedem tysięcy lat... i już w pobliżu zielone technologie:
Wiatraki są tak naprawdę kilka kilometrów dalej... Kiedy powieje wiatr słychać wspaniały pogwizd palisady, ale w zasadzie dominuje szum samochodów z pobliskiej szosy.
Logistyka tego dnia: ok. pół godziny pociągiem do Weissenfels, potem autobusem też niecałe pół godziny do Gossek Zamek (do reformacji opactwo benedyktyńskie założone na początku XI wieku). W zamku centrum informacyjne na temat "obserwatorium", potem ok. 2.5 km spacer urokliwą okolicą (zamiast nieco krótszą drogą przez wieś), powrót tym samym szlakiem, zwiedzanie zamkowego (pobenedyktyńskiego) kościoła i powrót do Halle. A przy życiu utrzymywały mnie herbatniki:
"Leibniz Voll Korn", jakby zapowiedź zbliżającej się wizyty w Hanowerze, gdzie Leibniz spędził sporą część swojego dorosłego życia.

01 września, 2019

Halle

Niedziela, 1 września 2019. Świat mnie ciągle zaskakuje: chyba po raz pierwszy lecę samolotem pilotowanym przez kobietę. Embraer 195, Warszawa - Monachium. Dalej kontynuuję Canadair Regional Jet 900, a wracać będę Airbus Industrie A320 Sharklets (Rekinki?). Już w Warszawie zaczynam przyglądać się różnorodności tych mało-średnich samolotów pasażerskich parkujących przy bramkach odlotowych. Niektóre konstrukcje zadziwiają. Warto zwrócić na nie w przyszłości więcej uwagi.
Polska nasza cała z powietrza (nigdy nie mogę się dość nacieszyć tą szachownicą pól, kiedy ją widzę):

Czy ktoś chciałby może mieszkać w takim osiedlu domków jednorodzinnych (o rzut beretem z Warszawy a woda i las blisko)?:
A to już Bawaria:
Widać, że po atmosferze dają nie gorzej od nas. Trochę geometrii:
A może ktoś chciałby mieszkać w takim miasteczku (kawałeczek od Monachium i kościół na miejscu):
Z Monachium wylądowałem w Halle, a właściwie na lotnisku Lipsk-Halle, 17 minut pociągiem od Halle. Kiedyś wydobywano tu sól i stąd pierwotna nazwa Saale, potem przemysł chemiczny,  a teraz? Podobno Halle wyludnia się w tempie 2000 osób rocznie. Najsłynniejszy obywatel Halle to Haendel, nic więc dziwnego, że na głównym rynku stoi jego pomnik:
A to trochę ciekawsza artystycznie rzeźba, czy ktoś zna jej bohatera?:
Marktplatz czyli Plac Targowy czyli nasz Rynek (Główny) z charakterystycznymi pięcioma wieżami:
Te cztery skupione wieże to jeden kościół, który powstał przez połączenie dwu mniejszych, a ta piąta na środku placu, zwana Czerwoną Wieżą, pochodzi z początku XV wieku, tak ciut po Grunwaldzie. Przy wejściu na plac architektoniczna niespodzianka:
Z haendlianów jest jeszcze dom, w którym Haendel się urodził (obecnie muzeum i Towarzystwo Haendlowskie):

A niedaleko tzw. DOM czyli katedra. To kościół dominikański z początków XIII wieku, potem wielokrotnie przebudowywany i rozbudowywany, który biskup obrał sobie w pewnym momencie na katedrę. Obecnie ewangelicki:
Przed kościołem rzeźby, którym warto przyjrzeć się bliżej:
I jeszcze zbliżenie na centralną postać:

Ha! To Matka Boska z Dzieciątkiem Jezus, na kuli ziemskiej, otoczona ludzkością, depcząca Węża Starodawnego, któremu na imię Śmierć i Diabeł. To chyba rzeczywiście koniec, sądząc po jego minie:
A że wszyscy goli? Takie czasy... Zresztą niech każdy szuka własnej interpretacji. Podobno po to jest sztuka...
Nad rzeką to, co zostało po przemyśle solnym (warzelnia?); podobno w weekendy produkcja jest uruchamiana:

Rzeka Saala nie jest zbyt duża:
I jeszcze raz mistrz Haendel:
czyli nowoczesna sala koncertowa (operowa?) jego imienia. Na zakończenie spaceru powracamy do zabytków. Czterowieżowy (na zdjęciu tylko trzy) kościół z przeciwnej (do Rynku) strony (tak go widać z wejścia do mojego hotelu):
Halle, jak wszystkie miasta tutaj zostało mocno zniszczone w czasie wojny, i teraz co krok nowe miesza się ze starym, na przykład tak:
albo tak:
Na obu zdjęciach za tło służy kościół św. Maurycego, budowany w latach 1388-1511.
Na koniec przestroga:
Dbajmy o to, co nasze, bo będzie smutno.
Spacer niespodziewanie arcyciekawy (warto tu jeszcze wspomnieć o młodym człowieku z oboma nogami kończącymi się nad (nieobecnymi) kolanami, ale za to z potężnym torsem w koszulce gimnastycznej, siedzącego na deskorolce i odpychającego się od ziemi olbrzymimi dłońmi, który z uśmiechem zgrabnie lawirował pomiędzy ludźmi utrzymując zadziwiająco dużą prędkość), ale tak ogólnie to Halle nie ma opinii ciekawego miasta. Więc po co tu przyjechałem?