Marzec 2020. Juliusz Słowacki. To
jego tak nosiło po świecie. Mógłby być patronem tego blogu. Niedługo przed
śmiercią pisał do matki: "Ja z mego podróżnego stanu i charakteru już
wyjść nie mogę i tylko jako podróżny aż do śmierci być muszę." Może miał
coś więcej na myśli, niż zwiedzanie i wdrapywanie się, coś, co św. Paweł
wyraził słowami "... jak długo pozostajemy w ciele, jesteśmy pielgrzymami,
z daleka od Pana." Słowacki nawrócił się w czasie pobytu w Palestynie i
już do końca życia pozostał wierny Panu.
Jest też bardzo na czasie z innego
względu: przebył kilkunastodniową kwarantannę (22.12.1836 - 02.01.1837) na
granicy Egiptu i Palestyny; w Egipcie panowała cholera, ale nie wystraszyło to
Słowackiego i jeszcze trójki innych Polaków, którzy wtedy tam podróżowali. W
czasie kwarantanny usłyszał od lekarza historię Ojca zadżumionych. Warto wracać
do tego poematu, wspaniałej egzemplifikacji poezji tragicznej (tylko co na to
moje dictum powiedzą poloniści?).
Inne wrażenia Słowackiego w
Egipcie? Popatrzmy - "Do Teofila Januszewskiego", fragment opisu
Aleksandrii:
Chciałbym się teraz zbliżyć
teleskopu szkiełkiem
Do brzegu — spoić z tęczą kolorów i
zgiełkiem.
Tu przeszywany złotem, przetkany
bławatem
Chce być człowiek, bawiącym oczy
twoje kwiatem,
Nawet w ubiorach ludu taka
rozmaitość,
Że cię wkrótce dusząca opanuje
sytość,
I szukasz znużonemi oczyma błękitu,
Lecz próżno! — bo dom szczytem
przyrasta do szczytu;
Bo ledwo się oglądniesz, zaraz
ciebie horda
Oślarzy za złotego zwąchała milorda
I osiołkami drogę zwężoną
przegradza -
Chwyta — piastuje — z ziemi podnosi
- i sadza
Na szybkolotnym ośle, razów mu nie
szczędzi,
Aż biegnąc, pod złotego orła cię
zapędzi.
Szczęśliwy, kto tak gnany, pod
rozsądek ścisły
Oczy podda i wszystkie razem zwiąże
zmysły!
Nieszczęsny, kto na boczne bramy
się ogląda!
Schyl głowy!... osioł wleciał pod
juki wielbłąda -
Patrzysz... nad tobą arka tłómoków
i skrzyni -
Rozbiłeś się na lądzie — a okręt
pustyni
Popłynął.
— I znów idzie całunem nakryta
Jakaś trumna, szeroka, czarna — to
kobiéta!
Płaszczami rozszerzona na całą
ulicę,
Z oczami błyszczącemi jako dwie
gromnice
Przez dwa białe otwory, z jedwabiu
szelestem
Biegnąca... zda się tobie, że pyta:
kto jestem?
W łokciach ufaj, jak ryba pływająca
w skrzelach.
Rozpychaj tłum — błękitny ustępuje
felach.
Tu pilnująca głową równowagi
dzbanka,
Wyprężona przy murach staje
Egipcyanka,
Podobna karyatydzie w ścianę
wmurowanej;
Jej koszula, posłuszna piersi z bronzu
lanej,
Nad łonem się podnosi i na dół
opada,
O każdy kształt jak wodna łamiąc
się kaskada.
Tu europejski ubior, wielki równacz
stanów,
Dalej żebrzące stado postaci
bocianów
Goni za tobą, prośbą grzechoczącą
klaszcze -
Czarne, wychudłe, w białe obwinięte
płaszcze.
Ledwoś wyrobił w tłumie ulicowym
szczerby,
Ledwoś dopadł do bramy: — przy
bramie, jak herby,
Żywe wielblądy okiem przerastając
kratę,
Wodą w skórzanych workach zamkniętą
skrzydlate,
Stają ci się przed progiem domowym
zagrodą,
Odstraszając sączącą się przez
skóry wodą.
Nim się myślą o wiekach ubiegłych
zasępię,
Bawi mię to, co widzę i słyszę na
wstępie:
Dziś ludzi, kolorami rozkwiecone
klomby -
Nim się myślą o wiekach ubiegłych
zasępię,
Jutro ujrzę pomniki - trumny - katakomby
-
Wszystko, co pozostało na tym
piasku z wieków
Od Egipcyan przez Rzymian podbitych
i Greków.
(pisownia oryginalna; rozbiłem ten
wiersz na poszczególne scenki zlewające się w oryginale)
Może to lepsze od kilku zdjęć? A
przynajmniej inne...
Wiersz-list do innego podróżnika po
Egipcie - "List do Aleksandra H (Pisany na łódce Nilowej)":
Rozdzielił
nas gościniec płynnego szafiru,
Ty w Tebach, ja dopiero wypływam z Kairu.
Spodziewałem się niegdyś, że miło nam będzie
Złączyć na Nilu skrzydła okrętów łabędzie,
Razem odwiedzać mumiów balsamiczne składy,
Razem oczy w nil owe rzucać wodospady,
I razem, jako dawniej, kończyć spór zacięty.
O cień Chrystusa z drzewa przez Woltera zdjęty.
Dziś próżno cię wyglądam i próżno mię czekasz;
Wiatrem, który mnie niesie za tobą, uciekasz;
A twój brak tak mi serce w podróży oziębia,
Żem przedsięwziął do ciebie pisać przez gołębia.
Nad leniwą więc myślą używając musu,
Już zapisałem listem listek papyrusu.
Kupcząca ludzkiem ciałem łódź, płynąca z Nubii,
Dostarczyła posłańca, co błękitem lubi
Nosić listy, wracając pod rodzinne palmy;
Tak więc piszmy do siebie; przeczytawszy - spalmy.
(Znam tę tęsknotę za bratnią duszą... Kiedy nie było blogów, pisywano listy, a
że nie było też satelitów, posyłano je przez gołębie pocztowe. Na pewno były to
zwyczaje bardziej romantyczne niż nasze.
Warto
tu wspomnieć, ze Słowacki nie podróżował sam ale z Zenonem Brzozowskim, a
adresat listu Henryk Hołyński ze swoim bratem Stefanem; cała trójka to młodzi,
bogaci ziemianie z "kresów wschodnich". Słowacki wyraźnie lekceważył
swojego towarzysza i nigdzie w poezji z tej podróży o nim nie wspomina [ale
jest wyjątek: patrz niżej], natomiast wyraźnie brakowało mu kontaktów z
Henrykiem, erudytą wiozącym z sobą dzieła starożytnych historyków. Ta tęsknota
jednak nie przeszkadza, żeby Słowacki nie podkreślił różnic między ich
temperamentami:)
Piękność
Nilu dla ciebie małą jest zaletą,
Którego Nilem wiodą Strabo i Manetho.
Epok nie mierzysz dniami, ni wypadków calem,
Era Franków: gdy jeszcze cesarz był kapralem,
Małą dla ciebie, który dziś patrzysz z wysoka,
Dalej niż ludzie krótszej pamięci i oka.
Ja także będę z tobą jak w rozmowie szczery;
Należę do liczących czas na krótsze ery.
Ja chcę prędkich rozkwitnień owoców i zgonów!
Gniewa mię nieruchomość długa Faraonów;
Wolę dzisiejsze czasy burzliwsze, choć dla nas
Król jest każdy, jak dziwnie rosnący ananas;
Zerwiesz koronę, owoc odkąsisz — o wiośnie
Z korony odkąszonej nowy król odrośnie.
(Wcale złośliwa krytyka
porewolucyjnej Francji.
Po streszczeniu historii Egiptu i
opisie wrażeń z grobów faraonów, poeta znowu wraca do swojego credo:)
Wyznam
ci, że mi widać głębiej i wyraźniéj
Gmachy, stawiane myślą w krajach wyobraźni,
Jakże się piękną zdaje przy dumań pochodni
Makbet, ta granitowa piramida zbrodni!
Ludziom na nią wchodzącym bledną z trwogi twarze.
Płaczesz nad piramidą nieszczęścia w Learze.
Z niczego, a zazdrością już szatana blizki
Otello, jak bodzące niebo obeliski.
Jeśli gmachy piramid miały otwór ciemny,
Skąd gwiazdy niebios człowiek wyśledzał tajemny,
W Szekspira gmachach równie zostawiona droga
Patrzącemu się oku na błękit i Boga.
(A więc miota poetę nie tylko po
ziemskim globie, ale i po globie kultury!
Na koniec, z wielu refleksji
zawartych w wierszu wybiorę tę, która dotyczy hieroglifów, wtedy dopiero co
częściowo odczytanych:)
Jako
skarby zaklęte, strzeżone przez gryfy,
Stoją dotąd nieznane światu hieroglify.
Trup od wieków uśpiony, gdy zeń wieko spada
Zdaje się, że w balsamach śpi i przez sen gada,
Lecz nie możesz zrozumieć! Z długiemi przestanki
Idąc, prawie połowę drogi uszli Franki.
Już wiadomo, że w tamtą stronę czytać znaki,
W którą lwy ryte patrzą, w którą lecą ptaki.
Sto razy napisane Psametyk i Psychon,
Wyświeciły dziwaczny wieków akrostychon,
Od zwyczajnego pisma narodów odrodek,
Zlany z liter, wyrazom trzymających przodek.
Lecz taki sposób pisma miał sobie zaletą,
Że pisarz mógł się zrobić w literach poetą.
Tak w imieniu wyrytem nad marmuru brusem:
L rycerskie lwem było — dziewicze lotusem.
Słowacki prowadził w czasie tej podróży notatnik (z wieloma rysunkami),
nigdy jeszcze porządnie nie opracowany przez fachowców. Zawiera między innymi
cytowane tu wiersze, a więc jest to rzeczywiście poezja z drogi (jeszcze jeden
powód, żeby skorzystać z niej w tym blogu, tak dla porównania). Notatnik ten
zaginął w czasie II wojny światowej i został już w XXI wieku odnaleziony w
bibliotece w Moskwie. Trwają obecnie prace nad jego krytycznym wydaniem,
finansowane między innymi przez nasze Narodowe Centrum Nauki. Ciekawe uwagi o
tym fragmencie twórczości Słowackiego, sformułowane przez egiptologa z
Uniwersytetu Warszawskiego, prof. Adama Łukaszewicza, można znaleźć w
Pamiętniku Literackim CIX. 2018. z. 2, str. 119-138, doi: 10.18318/pl.2018.2.6
(cały numer czasopisma w jednym pdf). Dziękuję, Aniu, za link do tego artykułu!
Na zakończenie obiecany wiersz
"Wielmożny Panie... [Do Zenona Brzozowskiego]" pisany na Nowy Rok w
czasie kwarantanny na granicy Egiptu i Palestyny (ten wiersz jest znany tylko z
odpisu sporządzonego przez adresata):
Wielmożny Panie,
Powinszowanie
Nowego Roku
Co pęta w kroku
Na tej pustyni,
Niech Cię uczyni
Bardzo wesołym;
Że okiem gołym
Widać, jak rusza
Ten czas i dusza
Na życie wieczne
Bardzo bezpieczne,
Gdzie ani panna,
Ni kwarantanna
Nie przyda troski,
Ani też włoski,
Panie Brzozowski,
Znudzi makaron.
Tymczasem Charon
Niechaj nieprędko
Złowi Cię wędką
I na łódź wsadzi,
I tam poprowadzi,
Gdzie idą inni,
Bo iść powinni.
Żyj mi lat krocie
I przyjm w namiocie
Moję kolędę,
A ja przybędę
Sam osobiście
Harbuza liście
W maśle smażone,
Słodkie i słone,
Jeść na śniadanie.
Ściskam Cię, Panie!
Niech więc kwarantanna i nam nie
przydaje (zbyt dużo) troski!