31 marca, 2020

Sikkim: Kanchendzonga

Jesień 2004. Kanczendzonga, 8586 m npm, trzeci co do wysokości szczyt Ziemi:

Kanchengjunga (8586 m) from Gangtok, the capital of Sikkim

Nie żebym na nią wszedł, ale byłem pod jej południowo-wschodnią ścianą na Przełęczy Goecha (Goecha La, 4940 m, biura turystyczne lubią podawać 5002 m). Przełęcz jest widoczna jako głębokie wcięcie nieco z prawej strony od wierzchołka ściany na wprost wyraźnego żebra.
Wyjazd grupowy, zorganizowany przez biuro turystyczne przy schronisku Samotnia, a dokładniej przez Marka Arcimowicza (tu podziękowanie dla Asi za informację o takiej działalności Samotni). Była to właściwie wyprawa zastępcza, bo pierwotnym celem był treking dookoła Annapurny. Ale że tego roku w Nepalu było wyjątkowo niespokojnie na skutek ożywionej działalności lewackiej partyzantki, Marek przeniósł wyjazd do Sikkimu. Część chętnych na Annapurnę zrezygnowała, pojechała nas w sumie ósemka. Oto trzon grupy na tle bramy wjazdowej do Sikkimu:
Our expedition at the border of Sikkim and India

Sikkim był dopiero co otwarty dla obcokrajowców po ponad 25 latach od przejęcia kontroli nad tym buddyjskim kraikiem, rządzonym wcześniej przez maharadżę, przez Indie. Dostępny był tylko jeden szlak trekingowy, właśnie na Goecha La. W Sikkimie zetknąłem się po raz pierwszy z buddyzmem tybetańskim, bo całe wioski i klasztory z Tybetu przeniosły się do Sikkimu uciekając przed chińskim komunizmem. Ale teraz chcę pokazać góry. Kanczendzonga widziana z kilku różnych miejsc:
Kanchengjunga and her neigbourghs from Gangtok
Kanjengjunga from Gangtok - Yuksam road
Dobrze widać główny wierzchołek Kanchendzogi w tyle na prawo od wierzchołka zwornikowego ściany południowo wschodniej. Yuksam to punkt startowy trekingu. Dojechaliśmy tam ze stolicy dwoma mikrobusami.

Goecha La and south-east Kanchendzonga face seen from the pass
Kanchendzonga at sunrise seen from Darjeeling (India)
As above but more dramatic; note snow windblown from the ridge
Jeszcze kilka migawek z trasy podejściowej na Goecha La; żeby zachować wysokogórski chrakter tego wpisu, skoncentruję się na zdjęciach z dnia kondycyjnego na Dzongri La (4417 m npm):
Stony throns for gods and Dzongri La camping area in the background
Na tych kamieniach lubią przysiadać bogowie. kiedy zlatują tu z gór. W głębi obozowisko, można się domyśleć, że na szlaku nie było pusto. Nasze namioty:
Our tents and friendly yaks
Namioty dostarczyła miejscowa firma, która zorganizowała też cały treking. Gotowaniem zajmował się kucharz, a nasze plecaki nieśli tragarze. Sjesta po posiłku:
Siesta
Na okolicznych wzgórzach stały czorteny:
Chortens around...
i chorągiewki modlitewne:

and prayer flags
Jak widać, pogoda była zmienna tego dnia, po południu wdrapaliśmy się na wzgórze.
Poranna toaleta (w nocy było podobno -10 C):
Morning after very cold night
I zbieramy się do drogi:
Leaving soon
Przy ścieżce można się natknąć na kamienne buddyjskie inskrypcje:
Buddhist insciptions
Mamy jeszcze jeden biwak przed wejściem na Goecha La i w końcu:
On the other side of Goecha La
Widok na zejście po przeciwnej stronie przełęczy. Dla nas to zejście było zamknięte, musieliśmy wracać tą samą drogą, ale mówiono, że szlak ma być przedłużony. Z przeglądu internetowego, wynika jednak, że nic się nie zmieniło przez te 15 lat, chociaż otwarto kilka innych szlaków trekingowych. Podejście na Goecha biegnie wzdłuż kurczących się lodowców, odcinek podejścia na morenie bocznej lodowca:
Glaciers are shrinking...
Lodowce zresztą są tu przysypane grubą warstwą kamiennego gruzu:
and covered by thick layer of stones

Po południu zaczął padać śnieg, tak że następnego dnia schodziliśmy w doliny w niezłym błocku, które zresztą pomogło nam skrócić zejście o jeden dzień ku wielkiej uciesze naszych tragarzy. Taki tragarz potrafi nieść dwa plecaki, chadzają czasem w japonkach (na niższych odcinkach), ale najchętniej w kaloszach:
Porters in action


Tragarze też giną w górach, nawet na trasach trekingowych, zwłaszcza w czasie załamania pogody. Pomyślmy czasem i o nich, kiedy wspominamy nasze wyprawy, a żegnając się z nimi po powrocie z gór nie zapomnijmy o napiwku - dla nich to przeważnie jedyny znaczący dochód.

25 marca, 2020

Jednak się nie ruszyłem 3

Marzec 2020. Było to już dość dawno. Chciałem zobaczyć Gobekli Tepe:
Matka świątyń, jak to niektórzy określają. Najstarsze megalityczne obiekty, jakie do tej pory odnaleziono. A odnaleziono je nie tak dawno: archeolodzy zaczęli "wykopki" w 1995 roku.

"Już był w ogródku, już się z gąską witał...". Sprawdziłem loty, zacząłem się rozglądać za noclegiem w Urfie (znana z wypraw krzyżowych Edessa). To południe Turcji, rzut beretem od granicy z Syrią. A wojna w Syrii już trwała... Przymierzałem się więc do wyjazdu, kiedy do Turcji wlała się olbrzymia fala uchodźców. Byłem w kontakcie z firmą turystyczną w Urfie. Zapewniali, że wszystko w porządku, że mnie zawiozą do Gobekli Tepe... A z drugiej strony ludzie koczujący na ulicach Urfy... Uznałem, że to nie najlepszy moment na turystykę. Czekam do tej pory.
Ale jest jeszcze inna okoliczność, że warto wspomnieć o Gobekli. Kupiłem książkę (jej okładka jest na zdjęciu) i tu ciekawy szczegół. Kupiłem ją w Amazon.de w piątek wieczorem dwa tygodnie temu, we wtorek już koło południa kurier wrzucił ją do mojej skrzynki na listy. Zagadka rozwiązała się, kiedy spojrzałem na ostatnią stronę: Printed in Poland by Amazon Fulfillment Poland Sp z o.o., Wrocław. Po prostu od ręki mi ją dodrukowali, a że było blisko...

O Gobekli Tepe nie będę pisał; to odkrycie zmieniło dramatycznie wyobrażenia naukowców o początkach rolnictwa i hodowli (które pojawiły się właśnie w tym rejonie świata, chociaż Chińczycy mają inne propozycje). Szczegóły i dobre zdjęcia można znaleźć w internecie.

Mam nadzieję, że to moje "Jednak się nie ruszyłem" zamieni się kiedyś w "Jednak się tam ruszyłem" i pochwalę się własnymi zdjęciami z Egiptu i Turcji. A co robić w międzyczasie, a jest to czas pandemii? Jeszcze wolno pójść na spacer, więc na okrasę kilka zdjęć Lasu Kabackiego na przedwiośniu:





Tylko jak tu zachować odstęp 1.5 metra, jak zaleca premier? Już puściej jest na ulicach :-) :

Pozwalają też wyjść na rower, z czego chętnie korzystam. A jeżeli te obostrzenia będą się przęciagać? Może starczy trochę czasu, aby powspominać dawne trasy i miejsca?

19 marca, 2020

Jednak się nie ruszyłem 2

Marzec 2020. Juliusz Słowacki. To jego tak nosiło po świecie. Mógłby być patronem tego blogu. Niedługo przed śmiercią pisał do matki: "Ja z mego podróżnego stanu i charakteru już wyjść nie mogę i tylko jako podróżny aż do śmierci być muszę." Może miał coś więcej na myśli, niż zwiedzanie i wdrapywanie się, coś, co św. Paweł wyraził słowami "... jak długo pozostajemy w ciele, jesteśmy pielgrzymami, z daleka od Pana." Słowacki nawrócił się w czasie pobytu w Palestynie i już do końca życia pozostał wierny Panu.
Jest też bardzo na czasie z innego względu: przebył kilkunastodniową kwarantannę (22.12.1836 - 02.01.1837) na granicy Egiptu i Palestyny; w Egipcie panowała cholera, ale nie wystraszyło to Słowackiego i jeszcze trójki innych Polaków, którzy wtedy tam podróżowali. W czasie kwarantanny usłyszał od lekarza historię Ojca zadżumionych. Warto wracać do tego poematu, wspaniałej egzemplifikacji poezji tragicznej (tylko co na to moje dictum powiedzą poloniści?).

Inne wrażenia Słowackiego w Egipcie? Popatrzmy - "Do Teofila Januszewskiego", fragment opisu Aleksandrii:

Chciałbym się teraz zbliżyć teleskopu szkiełkiem
Do brzegu — spoić z tęczą kolorów i zgiełkiem.

Tu przeszywany złotem, przetkany bławatem
Chce być człowiek, bawiącym oczy twoje kwiatem,
Nawet w ubiorach ludu taka rozmaitość,
Że cię wkrótce dusząca opanuje sytość,
I szukasz znużonemi oczyma błękitu,
Lecz próżno! — bo dom szczytem przyrasta do szczytu;

Bo ledwo się oglądniesz, zaraz ciebie horda
Oślarzy za złotego zwąchała milorda
I osiołkami drogę zwężoną przegradza -
Chwyta — piastuje — z ziemi podnosi - i sadza
Na szybkolotnym ośle, razów mu nie szczędzi,
Aż biegnąc, pod złotego orła cię zapędzi.
Szczęśliwy, kto tak gnany, pod rozsądek ścisły
Oczy podda i wszystkie razem zwiąże zmysły!
Nieszczęsny, kto na boczne bramy się ogląda!
Schyl głowy!... osioł wleciał pod juki wielbłąda -
Patrzysz... nad tobą arka tłómoków i skrzyni -
Rozbiłeś się na lądzie — a okręt pustyni
Popłynął.

               — I znów idzie całunem nakryta
Jakaś trumna, szeroka, czarna — to kobiéta!
Płaszczami rozszerzona na całą ulicę,
Z oczami błyszczącemi jako dwie gromnice
Przez dwa białe otwory, z jedwabiu szelestem
Biegnąca... zda się tobie, że pyta: kto jestem?

W łokciach ufaj, jak ryba pływająca w skrzelach.
Rozpychaj tłum — błękitny ustępuje felach.

Tu pilnująca głową równowagi dzbanka,
Wyprężona przy murach staje Egipcyanka,
Podobna karyatydzie w ścianę wmurowanej;
Jej koszula, posłuszna piersi z bronzu lanej,
Nad łonem się podnosi i na dół opada,
O każdy kształt jak wodna łamiąc się kaskada.

Tu europejski ubior, wielki równacz stanów,

Dalej żebrzące stado postaci bocianów
Goni za tobą, prośbą grzechoczącą klaszcze -
Czarne, wychudłe, w białe obwinięte płaszcze.
Ledwoś wyrobił w tłumie ulicowym szczerby,

Ledwoś dopadł do bramy: — przy bramie, jak herby,
Żywe wielblądy okiem przerastając kratę,
Wodą w skórzanych workach zamkniętą skrzydlate,
Stają ci się przed progiem domowym zagrodą,
Odstraszając sączącą się przez skóry wodą.

Nim się myślą o wiekach ubiegłych zasępię,
Bawi mię to, co widzę i słyszę na wstępie:
Dziś ludzi, kolorami rozkwiecone klomby -
Nim się myślą o wiekach ubiegłych zasępię,
Jutro ujrzę pomniki - trumny - katakomby -
Wszystko, co pozostało na tym piasku z wieków
Od Egipcyan przez Rzymian podbitych i Greków.

(pisownia oryginalna; rozbiłem ten wiersz na poszczególne scenki zlewające się w oryginale)

Może to lepsze od kilku zdjęć? A przynajmniej inne...

Wiersz-list do innego podróżnika po Egipcie - "List do Aleksandra H (Pisany na łódce Nilowej)":

Rozdzielił nas gościniec płynnego szafiru,
Ty w Tebach, ja dopiero wypływam z Kairu.
Spodziewałem się niegdyś, że miło nam będzie
Złączyć na Nilu skrzydła okrętów łabędzie,
Razem odwiedzać mumiów balsamiczne składy,
Razem oczy w nil owe rzucać wodospady,
I razem, jako dawniej, kończyć spór zacięty.
O cień Chrystusa z drzewa przez Woltera zdjęty.
Dziś próżno cię wyglądam i próżno mię czekasz;
Wiatrem, który mnie niesie za tobą, uciekasz;
A twój brak tak mi serce w podróży oziębia,
Żem przedsięwziął do ciebie pisać przez gołębia.
Nad leniwą więc myślą używając musu,
Już zapisałem listem listek papyrusu.
Kupcząca ludzkiem ciałem łódź, płynąca z Nubii,
Dostarczyła posłańca, co błękitem lubi
Nosić listy, wracając pod rodzinne palmy;
Tak więc piszmy do siebie; przeczytawszy - spalmy.

(Znam tę tęsknotę za bratnią duszą... Kiedy nie było blogów, pisywano listy, a że nie było też satelitów, posyłano je przez gołębie pocztowe. Na pewno były to zwyczaje bardziej romantyczne niż nasze.
Warto tu wspomnieć, ze Słowacki nie podróżował sam ale z Zenonem Brzozowskim, a adresat listu Henryk Hołyński ze swoim bratem Stefanem; cała trójka to młodzi, bogaci ziemianie z "kresów wschodnich". Słowacki wyraźnie lekceważył swojego towarzysza i nigdzie w poezji z tej podróży o nim nie wspomina [ale jest wyjątek: patrz niżej], natomiast wyraźnie brakowało mu kontaktów z Henrykiem, erudytą wiozącym z sobą dzieła starożytnych historyków. Ta tęsknota jednak nie przeszkadza, żeby Słowacki nie podkreślił różnic między ich temperamentami:)

Piękność Nilu dla ciebie małą jest zaletą,
Którego Nilem wiodą Strabo i Manetho.
Epok nie mierzysz dniami, ni wypadków calem,
Era Franków: gdy jeszcze cesarz był kapralem,
Małą dla ciebie, który dziś patrzysz z wysoka,
Dalej niż ludzie krótszej pamięci i oka.
Ja także będę z tobą jak w rozmowie szczery;
Należę do liczących czas na krótsze ery.
Ja chcę prędkich rozkwitnień owoców i zgonów!
Gniewa mię nieruchomość długa Faraonów;
Wolę dzisiejsze czasy burzliwsze, choć dla nas
Król jest każdy, jak dziwnie rosnący ananas;
Zerwiesz koronę, owoc odkąsisz — o wiośnie
Z korony odkąszonej nowy król odrośnie.

(Wcale złośliwa krytyka porewolucyjnej Francji.
Po streszczeniu historii Egiptu i opisie wrażeń z grobów faraonów, poeta znowu wraca do swojego credo:)

Wyznam ci, że mi widać głębiej i wyraźniéj
Gmachy, stawiane myślą w krajach wyobraźni,
Jakże się piękną zdaje przy dumań pochodni
Makbet, ta granitowa piramida zbrodni!
Ludziom na nią wchodzącym bledną z trwogi twarze.
Płaczesz nad piramidą nieszczęścia w Learze.
Z niczego, a zazdrością już szatana blizki
Otello, jak bodzące niebo obeliski.
Jeśli gmachy piramid miały otwór ciemny,
Skąd gwiazdy niebios człowiek wyśledzał tajemny,
W Szekspira gmachach równie zostawiona droga
Patrzącemu się oku na błękit i Boga.

(A więc miota poetę nie tylko po ziemskim globie, ale i po globie kultury!
Na koniec, z wielu refleksji zawartych w wierszu wybiorę tę, która dotyczy hieroglifów, wtedy dopiero co częściowo odczytanych:)

Jako skarby zaklęte, strzeżone przez gryfy,
Stoją dotąd nieznane światu hieroglify.
Trup od wieków uśpiony, gdy zeń wieko spada
Zdaje się, że w balsamach śpi i przez sen gada,
Lecz nie możesz zrozumieć! Z długiemi przestanki
Idąc, prawie połowę drogi uszli Franki.
Już wiadomo, że w tamtą stronę czytać znaki,
W którą lwy ryte patrzą, w którą lecą ptaki.
Sto razy napisane Psametyk i Psychon,
Wyświeciły dziwaczny wieków akrostychon,
Od zwyczajnego pisma narodów odrodek,
Zlany z liter, wyrazom trzymających przodek.
Lecz taki sposób pisma miał sobie zaletą,
Że pisarz mógł się zrobić w literach poetą.
Tak w imieniu wyrytem nad marmuru brusem:
L rycerskie lwem było — dziewicze lotusem.

Słowacki prowadził w czasie tej podróży notatnik (z wieloma rysunkami), nigdy jeszcze porządnie nie opracowany przez fachowców. Zawiera między innymi cytowane tu wiersze, a więc jest to rzeczywiście poezja z drogi (jeszcze jeden powód, żeby skorzystać z niej w tym blogu, tak dla porównania). Notatnik ten zaginął w czasie II wojny światowej i został już w XXI wieku odnaleziony w bibliotece w Moskwie. Trwają obecnie prace nad jego krytycznym wydaniem, finansowane między innymi przez nasze Narodowe Centrum Nauki. Ciekawe uwagi o tym fragmencie twórczości Słowackiego, sformułowane przez egiptologa z Uniwersytetu Warszawskiego, prof. Adama Łukaszewicza, można znaleźć w Pamiętniku Literackim CIX. 2018. z. 2, str. 119-138, doi: 10.18318/pl.2018.2.6 (cały numer czasopisma w jednym pdf). Dziękuję, Aniu, za link do tego artykułu!

Na zakończenie obiecany wiersz "Wielmożny Panie... [Do Zenona Brzozowskiego]" pisany na Nowy Rok w czasie kwarantanny na granicy Egiptu i Palestyny (ten wiersz jest znany tylko z odpisu sporządzonego przez adresata):

Wielmożny Panie,
Powinszowanie
Nowego Roku
Co pęta w kroku
Na tej pustyni,
Niech Cię uczyni
Bardzo wesołym;
Że okiem gołym
Widać, jak rusza
Ten czas i dusza
Na życie wieczne
Bardzo bezpieczne,
Gdzie ani panna,
Ni kwarantanna
Nie przyda troski,
Ani też włoski,
Panie Brzozowski,
Znudzi makaron.
Tymczasem Charon
Niechaj nieprędko
Złowi Cię wędką
I na łódź wsadzi,
I tam poprowadzi,
Gdzie idą inni,
Bo iść powinni.

Żyj mi lat krocie
I przyjm w namiocie
Moję kolędę,
A ja przybędę
Sam osobiście
Harbuza liście
W maśle smażone,
Słodkie i słone,
Jeść na śniadanie.
Ściskam Cię, Panie! 

Niech więc kwarantanna i nam nie przydaje (zbyt dużo) troski!

15 marca, 2020

Jednak się nie ruszyłem 1

Marzec 2020. Co robić i o czym pisać, jeżeli się nie ruszyłem? Powinienem być teraz na statku na Nilu, a jestem w domu. Chciałem popatrzeć na resztki świątyń, grobowce faraonów, pustynię i Nil. Chciałem dać szansę piramidom, żeby zerknęły i na mnie. Wygrzać sterane kości.

Przyznaję się bez bicia, że wystraszył mnie koronawirus i nie zdecydowałem się na wykupienie tej wycieczki Itaki. Oczywiście nie mogłem wtedy (jakieś 10 dni temu) przewidzieć rozwoju sytuacji, ale uznałem, że nie jest to dobry czas na smakowanie podróży zagranicznych. Teraz wiem: zamknięte granice, katastrofalne burze i ulewy nad Egiptem... Skierowanie do pracy w domu...

Co robić w takiej sytuacji? To już moja trzecia nieudana próba wyjazdu do Egiptu. Ale mogę na przykład czytać. Nie ja pierwszy się tam wybieram. No więc czytam. "Pieśń na Nilu":

Nie szumi liść, nie szumi gaj,
Jakie niebo, jaki kraj!
    Z cegieł stoją wielkie góry,
    A na cegłach leżą chmury.
 ...

Łódko! łódko, dalej nieś,
Tu na brzegu stoi wieś,
    Tu gołębi jakby śniegu,
    Chmura ptaków – wieś na brzegu.

Dalej, łódko, od tych kras!
Tu palmowy stoi las,
    I gliniana chata w głębi
    Z wiankiem ciernia i gołębi.

ARAB
O, nie zazdrość szczęścia im,
Patrz, nie idzie z chaty dym.
    Nieszczęśliwy los lepianek,
    Choć z gołębi mają wianek.

Może tam zarazy strup, 
Może w chacie leży trup,
    Dzieci płaczą – przy tapczanie,
    Trup nie słyszy – i nie wstanie.
...

Upps... Chyba nie o to mi chodziło... Ale jakby aktualne?...

Popatrzmy lepiej na piramidy. A może jeszcze lepiej sprawdźmy co widać ze szczytu piramidy Cheopsa? "Na szczycie piramid":


Jak dwaj czarni z białymi skrzydłami anieli,
Dwaj Arabi na rogach pomnika stanęli,
Ja na głazie najwyższym... Chciałem zebrać wzrokiem
Cztery ściany spadzistym lecące potokiem
I nie mogłem ogarnąć — bo na to potrzeba
Być słońcem — i na królów groby patrzeć z nieba.
Arabi stali cicho — za nimi zwierciadłem
Był sklep błękitu — w niebo spojrzałem i siadłem
Patrząc na różnych w koło napisów kobierce.
Cicho — zegarek słyszę idący — i serce...
Czas i życie. Spojrzałem na błękit rozciągły,
Świat przybrał kształty Bogiem widziane — był krągły.
Zdala Kair... Nil... łąki... daktylowe laski...
Bliżej — pustynia... złotem oświecone piaski...
...
I większy był jeszcze
Widok — w myślach — na wieki, lecące jak deszcze
Po granitowych ścianach; na pożarów łuny,
Na ogromnych wypadków bijące pioruny...
...
A tak myśląc, po głazach obłąkane oko
Padło na jakiś napis — strumień myśli opadł...
Ktoś dwudziesty dziewiąty przypomniał listopad,
Polskim językiem groby Egipcyanów znacząc...
Czytałem smutny — człowiek może pisał płacząc.

Jeszcze jeden turysta-patriota... Na szczycie piramidy Cheopsa... Ale jak on się tam wdrapał? Teraz to zakazane... "Piramidy":  


Wy­je­cha­łem z Ka­iru dziś ze słoń­ca wscho­dem,
Mgła bia­ła nad pal­mo­wym Ka­iru ogro­dem
Kry­ła mi zło­te słoń­ce... i łzy bry­lan­to­we
Za­wie­sza­ła na pal­mach; a gma­chy ró­żo­we
Zo­rzą mgli­stą, ty­sią­cem wie­żo­wych pro­mie­ni
Prze­su­wa­jąc się w taj­nej ogro­du zie­le­ni,
Od­cho­dzi­ły gdzieś na wschód. Ośląt­ko me chy­że
Le­cia­ło, aż się w sta­rym opar­łem Ka­irze.
Łódka sta­ła u brze­gu, wsia­dłem do niej — pły­nę,
Za Ni­lem wi­dać było zie­lo­ną rów­ni­nę;
Po obu stro­nach dom­ki bia­łe, peł­ne kra­sy;
Za dom­ka­mi dwa wiel­kie dak­ty­lo­we lasy,
Mię­dzy la­sa­mi prze­stwór i na tym prze­stwo­rze
Trzy pi­ra­mi­dy — da­lej żół­te pia­sków mo­rze
I nie­bo bla­de — czy­ste, jak Pto­lo­me­usza
Krąg z krysz­ta­łu... Na oczach usia­dła mi du­sza...
...

 (Po wizycie w komorach sarkofagowych piramidy Cheopsa - wtrącenie moje:)
Wy­sze­dłem z gra­ni­to­wej ska­ły
Jak sen­ny, za­dzi­wio­ny dniem, co świe­cił bia­ły,
Palm zie­lo­no­ścią, pia­sków oświe­ce­niem zło­tem,
Wes­tchną­łem z głę­bi pier­si... za ni­czem... a po­tem
Ob­ró­ciw­szy się, czar­ne za­py­ta­łem gu­idy,
Gdzie — któ­rę­dy się idzie na szczyt pi­ra­mi­dy?
Po­ka­za­li mi lewy brzeg nie rów­no zla­ny
Z ciem­nej, nie­oświe­co­nej pro­mie­nia­mi ścia­ny.
Prze­mie­rzyw­szy, jak czy­nią po­dróż­ni roz­trop­ni,
Wiel­kość każ­de­go — mno­gość do prze­by­cia stop­ni,
Wie­dząc, jak się gro­bow­ce pod no­ga­mi kru­szą,
Ara­bom się od­da­łem cia­łem, Bogu du­szą.

Z dwóch Be­du­inów tyl­ko mój or­szak się skła­dał,
Każ­dy na wyż­szy ka­mień wska­ki­wał, przy­sia­dał
I po­da­wał mi ręce... i tak sze­dłem dłu­go.
Raz mi ka­mień był sto­łem, dru­gi raz fra­mu­gą.
Trzy a za­le­d­wie z dołu wi­dzia­ne szcze­lin­ki
Były jak trzy kom­na­ty, na trzy od­po­czyn­ki.
W gło­wy za­wro­cie ju­żem nie po­mniał, gdzie idę,
I tak wsze­dłem na pierw­szą w świe­cie pi­ra­mi­dę.

Dzisiaj byśmy to nazwali wejściem komercyjnym.

Tę duszę siedzącą na oczach warto zapamiętać.

Którego z naszych poetów tak nosiło po świecie? Jeżeli jeszcze nie odgadliście, to rozwiązanie zagadki znajdziecie w następnym odcinku.