30 kwietnia, 2019

Vina del Mar

Poniedziałek, 29 kwietnia. Valparaiso. Zaplanowałem sobie na dzisiaj dzień plażowy, bo co prawda zapowiadali pełne zachmurzenie ale bez deszczu. Kiedy wstałem, widok na zatokę był taki:
Early morning: view from my window
Powoli, od góry, zaczęło przeświecać słońce, potem znowu mgła. Jadę jednak lokalnym pociągiem do Viña del Mar, czyli Nadmorskiej Winnicy, na której miejscu wyrosło spore miasto z pierwszą w szeregu wspaniałych plaż na północ od Valparaiso, czyli miejscowego Sopotu dla mieszkańców Santiago i Valparaiso (tych Sopotów mają tu zresztą dużo). Kiedy wysiadam z pociągu i wychodzę na powierzchnię (stacja w tunelu) świeci już plażowe słońce. A że ruszam w złym kierunku (co się każdemu może zdarzyć po wyjściu z tunelu), więc trafiam do kościoła Matki Bożej Bolesnej (de Dolores) gdzie wita mnie nie mniej ni więcej tylko:
The Holy Trinity by Rublov
czyli Święta Trójca Rublowa skopiowana w absydzie nad głównym ołtarzem. Czy może być lepszy początek dnia? A potem już z mapą w ręku na umówione spotkanie z tym gościem:
Moai from the Easter Island in front of Fonck's Museum
czyli posągiem przodka, moai, z Wyspy Wielkanocnej. Autentyczny posąg stoi przed prywatnym muzeum archeologiczno-przyrodniczym Franciszka Foncka. W środku wystawa na temat Wyspy Wielkanocnej i jej kultury oraz szeregu cywilizacji środkowo-zachodniego wybrzeża Ameryki Południowej. Z Polinezji można zobaczyć mapę prądów i rekonstrukcję łodzi pełno-oceanicznej:
A map of surface streams of Pacific
Polinesian ocean boat
Jeżeli natomiast jesteście zainteresowani epoką kamienia łupanego na tych terenach, to na pewno Was wzruszą te zdjęcia:

Early paleolith in South America
Czysta poezja, że też tak późno zwróciłem uwagę na te obłupane kamulce.
W muzeum było dużo więcej, zwłaszcza na temat moai, a poza tym ceramika amerykańska, ale to już historia z innej mojej podróży (do Peru). A z eksponatów przyrodniczych wspomnę tylko ważkę (?) jak moje przedramię (bez dłoni).
Pora na plażę:
To the north from Viña del Mar
Some waves, some people
Cliffs between beaches

City beach
Public pier
Tak, to był bardzo udany dzień. I dziś też czułem się trochę lepiej niż wczoraj.

29 kwietnia, 2019

Valparaiso 2

Niedziela, 28 kwietnia. Valparaiso. Chyba jestem trochę mniej chory. Dzisiaj na celowniku dzielnica portowa: najstarsza w mieście (w 1906 całe Valparaiso zostało zniszczone przez trzęsienie ziemi, więc z trudem można znaleźć coś wcześniejszego), najbardziej zaniedbana i najbardziej niebezpieczna (przewodnik radzi nawet w dzień uważać na aparaty fotograficzne i inną elektronikę):


The harbour quarter: oldest, abandoned, unsafed
Ale ma parafię Chrystusa Zbawiciela Świata:
The church of the harbour quarter
a w nim figura Chrystusa od Dobrej Nadziei:
Jesus Christ of the Good Hope
A potem hajda na Wzgórze Artylerii. Często można tu skorzystać z kolejek szynowych, jak ta właśnie (zszedłem jednak na własnych nogach):
Small cars of the lift to the Aritllery Hill
Widoki ze wzgórza nie najgorsze:
Valparaiso: wide angle
Valparaiso: a part of its harbour

Valparaiso: on the slope
Schodzę cudownym zaułkiem, zresztą nieprzejezdnym w dolnej części:
Colors and colors and colors
Would you like to have a balcony?

The courtins and the size of house appeal to me
Jeden z większych murali:
Pacha Mama?
 I jeszcze na dobranoc:
Valo by night

Valparaiso 1

Sobota, 27 kwietnia 2019. Valparaiso, Chile. Znowu wdrapałem się (a właściwie wczołgałem) na jeden z tych taśmociągów turystycznych, które oplatają gęstą siecią cały nasz glob. Tym razem było to dwie i pół godziny do Londynu, dwie godziny na przesiadkę na Heathrow i czternaście godzin nocnego lotu już bezpośrednio do Santiago de Chile. Wyjazd odbył się zgodnie ze znanym z wcześniejszych podróży scenariuszem, czyli zapalenie gardła i zatokowy katar rozpoczęte trzy dni przed odlotem, a na dodatek odnowiona dwa tygodnie wcześniej stara kontuzja nogi. Lot był znośny, ale skołowany jestem kompletnie, jeszcze w dodatku na silnych lekach. Okazało się, że z lotniska mam bezpośredni autobus do Valparaiso nad Oceanem Spokojnym, gdzie zaplanowałem sobie trochę odpoczynku po standardowych (oczekiwanych tylko w momencie rezerwacji, ale się oczywiście sprawdziło) niepokojach przedwyjazdowych i zmianie strefy czasowej (jestem tu o sześć godzin opóźniony w stosunku do Polski). No to się będę jeszcze dodatkowo kurował. Na razie najważniejsze, żeby wytrzymać do wieczora.
Hotel IBIS mam nad samym morzem, a dokładniej zatoką, i przy porcie. A to widok z mojego okna:
Valparaiso Bay: the view from my window in IBIS hotel
Dość jednak narzekania. Po południu idę na spacer na miejscowe wzgórza, na które wznosi się miasto od płaskiego nadbrzeżnego centrum portowo-administracyjnego. Schody, zaułki i murale:
Stairs, stairs, stairs: Valparaiso is really hilly
Colorfull streets and practical citizens
Let's enjoy Van Gogh!

Skyscrapers follow the rule.
Wieczorem płoną wieżowce po drugiej stronie zatoki:
Evening: the farawell from the setting sun
Morning: the sun is back on the bay