09 maja, 2018

Vancouver 2

Wtorek, 8 maja. Wieczorem rozpadało się, ale po deszczowej nocy jutro ma być znowu słonecznie. Wróćmy więc do wrażeń z Vancouver. Na przykład widoki z mojego hotelowego pokoju na 23 piętrze:
View from my hotel room towards Vancouver Harbour.
Dawn in the city
Odpowiednik warszawskiego Centrum Kopernika ulokowany nad Fałszywym Potokiem (mnóstwo fajnych zabawek w środku tej kuli):
Science World and its image in the False Creek.
Na ulicy można się natknąć na Płonącą (Rozpaloną?) Kobietę:
Aflamed Woman by Salvador Dali on a street of Vancouver center.
Obok rzeźby tabliczka z zaproszeniem do Chali-Rosso Galery, gdzie akurat (od maja do października) trwa wystawa Dalego i spółki, czyli Picasso'a, Matisse'a, Miro i Chagalla. Ale króluje Dali; wystawa ma nazwę Definitely Dali. Wszystkie wystawione eksponaty można kupić, ceny od kilku tysięcy dolarów za obrazy odbite w kilkunastu - kilkudziesięciu kopiach przez autora i z jego podpisem, rzeźby małych rozmiarów po przynajmniej kilkadziesiąt tysięcy. Wszystko ma certyfikaty specjalistów.
Korzystam z zaproszenia, żeby nacieszyć się patrzeniem na sztukę już klasycznie wspólczesną:
Homage to Newton by Dali
Homage to Newton 2 by Dali
Chodzi oczywiście o Izaaka Newtona. Dziury w tułowiu i głowie mają sygnalizować, że mamy obecnie do czynienia tylko ze schematycznym wyobrażeniem tego człowieka a nie z kimś "pełnokrwistym".
On God and man (do not remember the title) by Dali
Nawiązuje do "palca opatrzności" i siły stwórczej Boga; człowiek ma tu być przedstawiony jako byt zmysłowy i kontemplatywny zarazem.
Road to Wisdom by Dali
Moses by Chagall
Christmass by Matisse
Bather in the straw by Matisse
I dla ochłody jeszcze raz współczesny, artystyczny "inuksuk" z plaży nad Zatoką Angielską:

Inuksuk of Vancouver once more
A na pożegnanie (za półtorej godziny wyjeżdżam z hotelu na lotnisko) odpływający stateczek miejski, warto zwrócić uwagę na napęd poprzez koło młyńskie za rufą:
Traditional passenger boat with a wheel at the back used to drive it

Vancouver 1

7 maja, 2018. Kilka ujęć miasta i okolic. Zaczniemy od widoku na centrum od strony Parku Stanley'a:

Vancouver center from Stanley Park.
I zbliżenie zrobione z tej samej strony z miejską "mariną" na pierwszym planie:
A marina just at the city center.
Na północ, za Vancouver Harbour, północno-wschodnia część miasta, a w tle góry, jeszcze w śniegu. Może da się tam pojeździć na nartach?
Perhaps skiing?

Trzy w jednym: góry, północna część portu i taksówka powietrzno-wodna w dolnym prawym rogu:
Mountains, part of the harbour and air-water taxi.
I kilka drobiazgów:
Totems in Stanley Park
Totemy po prawdzie nie były tworzone przez miejscowych Indian, a przez plemiona mieszkające na wybrzeżu dalej na północ, ale kto by o to się teraz martwił?
Tutejsza podróbka naszej syrenki:
Girl in wet suit.
I coś eskimoskiego:
Inuksuk on the English Beach at the Gorgia Bay shore of the city.
Wow, toż to przecież struktura megalityczna! Inuici (jak teraz określa się Eskimosów) budowali z kamieni znaki w postaci słupów lub piramid (najprostszym takim znakiem był duży kamień postawiony na sztorc) w celu oznaczenia ważnych punktów geograficznych (często poruszali się po białych równinach), skrytek z żywnością, miejsc polowań, itp. Nazwa tych struktur oznacza "występujący w imieniu człowieka". Natomiast konstrukcje podobne do ustawionej tu na plaży struktury przypominającej człowieka (ciekawe, że stylistycznie podobne figury występują na rysunkach naskalnych w oddalonych częściach świata, jak dopiero co obejrzałem we wspomnianej wcześniej książce) pierwotnie były budowane tylko na zachodniej Grenlandii (ale nie tak duże) i nazywały się innunguaq, czyli "przypominający człowieka", ale obecnie rozprzestrzeniły się w Kanadzie i na całym świecie jako symbol Kanady (zwłaszcza północnej). W szczególności, rysunek takiego "inuksuka" był symbolem zimowej olimpiady w Vancouver i Whistler w 2010 roku.

08 maja, 2018

Znowu nad Pacyfik

Środa, 3 maja 2018. Znowu nad Pacyfik? A co my tu właściwie mamy? Fałszywy Potok (False Stream), Zatokę Angielską (English Bay), Cieśninę Jana z Fuca (Juan de Fuca Strait), Cieśninę Jurkowej (Georgia Strait), Zaginioną Lagunę (Lost Lagoon)... A jakby tego było mało, wszystko to razem chcą od niedawna nazywać Morzem Saliszkim (Salish Sea). Kto się połapie, gdzie zlokalizować te akweny? Jeszcze jeden trzeba dodać, żeby można było się przestać głowić: Port Vancouver czyli Vancouver Harbour, właściwie początek fiordu, ukryty z daleka od otwartego oceanu, oddzielony od niego olbrzymią Wyspą Vancouver.
Trudno mi tu pisać: wieczorem, kiedy mam trochę czasu, fizjologicznie jest nad ranem (9 godzin różnicy do tyłu w porównaniu z Warszawą). A i zajęć mam dużo i nie najlepiej znoszę przesunięcie czasu - może dlatego, że całymi dniami przesiaduję na konferencji. Więc w skrócie.
Z Frankfurtu leciał dreamlinerem Air Canada. Potwierdziły mi się wrażenia z wcześniejszego lotu tym Boeingiem. Samolot jest wyraźnie cichszy niż konkurencja, ale jednocześnie stanowi swoistą pułapkę na tych, którzy lubią oglądać świat z powietrza i tak go fotografować. Normalnie przy lotach transoceanicznych polecają zasłonić okna specjalną okiennicą (większość pasażerów śpi nawet w dzień lub ogląda filmy). Można jednak podnieść tę zasuwkę lokalnie i trochę popatrzeć co tam na zewnątrz, a jak akurat nie ma chmur i coś poza oceanem jest w polu widzenia to i zdjęcie pstryknąć. Dreamlinear ma zamiast okiennicy ściemnianie okna, ale tak, że nawet przez maksymalne ściemnienie sytuację na zewnątrz można (niewyraźnie) podejrzeć. Na zdjęcia nie ma jednak szans. Otóż to ściemnienie każdy może sobie sam regulować. Do czasu. W pewnym momencie ściemniają odgórnie wszystkie okna i klops. Nie daje się swojego "rozciemnić", aż sami to zrobią pod koniec lotu. Tym razem, jak widziałem pomimo ściemnienia, nad Grenlandią i północną Kanadą było pochmurnie, a kiedy rozjaśnili, wlecieliśmy nad zaśnieżone Góry Skaliste z dziurami w chmurach:
Canadian Rockies in snow, a view from my dreamliner.
I jeszcze zdjęcie bardzo ciekawie ukształtowanego skrzydła dreamlinera (akurat siedziałem "na skrzydle"):
Wing of Boeing dreamliner with very interesting curvature.
A z podróżnych ciekawostek warto wspomnieć o książce, którą kupiłem kilka dni przed podróżą i zacząłem czytać w samolocie. Jest to praca zbiorowa "Sztuka naskalna. Polskie doświadczenia badawcze" (red. A. Rozwadowski) wydana przez Polski Instytut Studiów nad Sztuką Świata w Poznaniu. Po raz pierwszy zetknąłem się z tym Instytutem, i w dodatku okazało się, że wcale spora gromadka ludzi z Polski jeździ po świecie i fachowo bada sztukę naskalną. Afryka (od Egiptu do Kapsztadu), obie Ameryki z, a jakże, Kanadą, Syberia, Wyspy Brytyjskie. Jak dla mnie bomba! Ciekawe jest też podpatrzeć jak się obecnie w nauce interpretuje takie malowidła i petroglify.
A w Vancouver słońce i tak już będzie, przynajmniej do 7 maja, kiedy kończę ten post.