02 kwietnia, 2018

Mapy

Marzec 2018. Chyba nie ma takiego zagorzałego podróżnika po Mazowszu, który nie znałby podziemnego dworca Warszawa Śródmieście, na którym zatrzymują się pociągi Kolei Mazowieckich i Szybkiej Kolei Miejskiej. Dworzec ten jest też wart uwagi z tego powodu, że trudno byłoby znaleźć bardziej obskurne i ponure miejsce. Jego jedyną zaletą estetyczną jest korespondencja z architekturą stojącego tuż przy nim Pałacu Kultury i Nauki.
Na tym dworcu jest jednak jedno warte wspomnienia miejsce:

A bookstore at Warszawa Śródmieście local train station.
Na peronie w kierunku wschodnim znajduje się "Story. Cafe and bookstore" - księgarnia sprzedająca po obniżonych cenach jakieś końcówki wydawnicze lub sam nie wiem co. Wstępuję tam często, kiedy czekam na pociąg i od czasu do czasu udaje mi się wyłowić coś ciekawego, jak na przykład cegłę Ryna "Wyspa Wielkanocna. Eskulap na Rapa Nui". A ostatnio:
A book with maps from XIII to XIX century.
Wielka, ważąca chyba ponad 5 kg księga z historycznymi mapami ze zbioru Królewskiego Towarzystwa Geograficznego w Londynie: Mapping the World (Mapowanie świata?). Autorem albumu jest C. J. Schüler, wydawnictwo francuskie Éditions Place des Victoires, Paryż, we współpracy z firmą Frechmann, Kolonia, druk chiński, wspaniała jakość. Teksty (krótkie ) i opisy map po angielsku, niemiecku i holendersku (jeden z rozdziałów nosi tytuł The Golden Age of Dutch Cartography, 1569 - 1672). Stron 384, wydano w 2010. Kupiłem za 99,99 zł.
Album jest jednocześnie nowożytną historią poznawania naszego globu, a zawiera również mapę opracowaną ściśle według opisów Ptolemeusza. Nie sposób tu komentować tej historii, a większość pokazanych map to jednocześnie dzieła sztuki. Przypadkowo czytałem w tym czasie o działalności Royal Geographical Society przy okazji jego zaangażowania w wyprawy do amazońskiej dżungli, przedstawione w książce Davida Granna Zaginione miasto Z. Towarzystwo, powstałe w 1830, dążyło do usunięcia białych plam z map i w tym celu szkoliło przyszłych podróżników w dokładnym określaniu pozycji geograficznej (trzeba było z sobą tachać ciężkie instrumenty), odległości, kątów w terenie, itp. Przy okazji uczono również sztuki przetrwania w ekstremalnych warunkach. Szczególnie zafascynowały mnie metody przygotowywania poduszki z błota... Skądinąd wiadomo, że niektórzy absolwenci byli dalej doszkalani przez angielskie służby specjalne.
Książka zawiera oczywiście zakaz kopiowania i rozpowszechniania wszelkimi środkami, więc jedynie, w celu wprowadzenia w jej klimat, dodam zdjęcie starej mapy zrobione przeze mnie w muzeum (więcej o tym wkrótce), gdzie nie zabraniano fotografować:
An old map of Americas from the temporary exhibition of Peruvian colonial art in the National Museum, Warsaw.
Te białe plamy na mapie to odblask lamp na szybie gabloty.
Teraz szukamy map w internecie, są tam też zdjęcia terenu, trzymamy je w komórkach, co w połączeniu z GPS-em z każdego czyni bezbłędnego podróżnika. Szedłem kiedyś z GPS-em ale bez mapy - chodziło o to, żeby wrócić do punktu wyjścia w skomplikowanym terenie. Przyznam się jednak, że najbardziej lubię mapy papierowe, zawsze się o taką mapę lub mapkę staram, kiedy gdzieś jadę, zbieram mapki rozdawane w punktach turystycznych, i nigdy żadnych map nie wyrzucam.
Ciekawe, co i kiedy wyłowię znowu w księgarni na dworcu Warszawa Śródmieście?

4 komentarze:

  1. Ciekawe, swoją drogą, jak zapełniały się te puste miejsca na mapach, które dawniej oznaczano: "Ubi leones". I nie myslę tu o bezdrożach Ameryki, Azji czy Australii, ale choćby o naszych Tatrach, zanim nie pojawił się tam Zajszner, Staszic i reszta tego towarzystwa. Oglądam taką mapę "Tatra versus septemtrionem" z 1796. Po jednej stronie Galizien, po drugiej Liptauer Comitat czyli Liptowski Komitat, gdzie tak obecni w rozmaitych opowieściach Liptacy. pośrodku zarysy gór, dość umownie zaznaczone jako: Stara Robota, Jarzembina, Czerwony Wirch Mons, Meer Auge, Samnik Mons, Smerczyn Mons etc. Podejrzewam, że jeszcze w czasach, gdy m.in. toczyła się tam akcja "Popiołów", sporo tych terenów było "ubi leones" dla podróżników, tyle, że, jak pokazał to autor wymienionego dzieła, raczej nie lwy tam zagrażały.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lwy w Tatrach! Może i tak bywało... Do Grecji i Italii nie tak daleko, a tam mieszkały, dopóki ich nie wybito. Białe plamy na mapach w górach to dobry materiał historyczny, długo utrzymywały się górsko-mapie błędy. Teraz to każdy kominek i żeberko na co atrakcyjniejszych tatrzańskich ścianach ma swojego zdobywcę i opis. A co Tatrom po Żeromskim? Bij zabij, nie pamiętam "Popiołów" (ponad trójkę z polskiego nie wychodziłem :-))

      Usuń
    2. Ano Rafał Olbromski z Heleną de Wirth tam romansował z dala od męża, póki ich w Oknie Skalnym zbójnicy nie opadli, co w konwencji koszmaru sennego ukazał pan Wajda w swej ekranizacji. Sam Żeromski Tatry lubiał i chadzał tamże często, osobliwie w Dolinie Kościeliskiej bywał. Niestety, w "Popiołach" zaciera topografię i rzecz po młodopolsku gmatwa: pani szambelanowa bez żadnych sług i obstawy w terenie, słynącym ze zbójowania? Gdzie przywiązywało się delikwenta do powały i polewało wrzącym smalcem, by wyznał gdzie dutki, a dziurganie nie było wcale takie rzadkie. Cóż, lepszy jest autor w batalistyce, napoleońskich realiach i politycznych rozgrywkach z początku XIX wieku.

      Usuń
    3. Wrzący smalec (szmalec, jak gdzie nie gdzie mówią) i dutki w połączeniu ze zbójeckimi praktykami nasuwają mi na myśl ciekawą etymologię naszego "szmalu". Kto da inną?
      Ta etymologia to jeszcze jedno potwierdzenie, że podróże kształcą, a zwłaszcza te po białych plamach. "Popioły", książkowe czy filmowe, są dla mnie, jak już zaznaczyłem wcześniej, prawdziwą białą plamą, nie przykrytą jeszcze żadnym popiołem pamięci czy edukacji. I może niech tak zostanie...

      Usuń