08 maja, 2018

Znowu nad Pacyfik

Środa, 3 maja 2018. Znowu nad Pacyfik? A co my tu właściwie mamy? Fałszywy Potok (False Stream), Zatokę Angielską (English Bay), Cieśninę Jana z Fuca (Juan de Fuca Strait), Cieśninę Jurkowej (Georgia Strait), Zaginioną Lagunę (Lost Lagoon)... A jakby tego było mało, wszystko to razem chcą od niedawna nazywać Morzem Saliszkim (Salish Sea). Kto się połapie, gdzie zlokalizować te akweny? Jeszcze jeden trzeba dodać, żeby można było się przestać głowić: Port Vancouver czyli Vancouver Harbour, właściwie początek fiordu, ukryty z daleka od otwartego oceanu, oddzielony od niego olbrzymią Wyspą Vancouver.
Trudno mi tu pisać: wieczorem, kiedy mam trochę czasu, fizjologicznie jest nad ranem (9 godzin różnicy do tyłu w porównaniu z Warszawą). A i zajęć mam dużo i nie najlepiej znoszę przesunięcie czasu - może dlatego, że całymi dniami przesiaduję na konferencji. Więc w skrócie.
Z Frankfurtu leciał dreamlinerem Air Canada. Potwierdziły mi się wrażenia z wcześniejszego lotu tym Boeingiem. Samolot jest wyraźnie cichszy niż konkurencja, ale jednocześnie stanowi swoistą pułapkę na tych, którzy lubią oglądać świat z powietrza i tak go fotografować. Normalnie przy lotach transoceanicznych polecają zasłonić okna specjalną okiennicą (większość pasażerów śpi nawet w dzień lub ogląda filmy). Można jednak podnieść tę zasuwkę lokalnie i trochę popatrzeć co tam na zewnątrz, a jak akurat nie ma chmur i coś poza oceanem jest w polu widzenia to i zdjęcie pstryknąć. Dreamlinear ma zamiast okiennicy ściemnianie okna, ale tak, że nawet przez maksymalne ściemnienie sytuację na zewnątrz można (niewyraźnie) podejrzeć. Na zdjęcia nie ma jednak szans. Otóż to ściemnienie każdy może sobie sam regulować. Do czasu. W pewnym momencie ściemniają odgórnie wszystkie okna i klops. Nie daje się swojego "rozciemnić", aż sami to zrobią pod koniec lotu. Tym razem, jak widziałem pomimo ściemnienia, nad Grenlandią i północną Kanadą było pochmurnie, a kiedy rozjaśnili, wlecieliśmy nad zaśnieżone Góry Skaliste z dziurami w chmurach:
Canadian Rockies in snow, a view from my dreamliner.
I jeszcze zdjęcie bardzo ciekawie ukształtowanego skrzydła dreamlinera (akurat siedziałem "na skrzydle"):
Wing of Boeing dreamliner with very interesting curvature.
A z podróżnych ciekawostek warto wspomnieć o książce, którą kupiłem kilka dni przed podróżą i zacząłem czytać w samolocie. Jest to praca zbiorowa "Sztuka naskalna. Polskie doświadczenia badawcze" (red. A. Rozwadowski) wydana przez Polski Instytut Studiów nad Sztuką Świata w Poznaniu. Po raz pierwszy zetknąłem się z tym Instytutem, i w dodatku okazało się, że wcale spora gromadka ludzi z Polski jeździ po świecie i fachowo bada sztukę naskalną. Afryka (od Egiptu do Kapsztadu), obie Ameryki z, a jakże, Kanadą, Syberia, Wyspy Brytyjskie. Jak dla mnie bomba! Ciekawe jest też podpatrzeć jak się obecnie w nauce interpretuje takie malowidła i petroglify.
A w Vancouver słońce i tak już będzie, przynajmniej do 7 maja, kiedy kończę ten post.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz