Na południe od Dublina rozciągają się góry Wicklow, a może, jak sugeruje Lonely Planet, tylko wzgórza. Najwyższy szczyt ma trochę ponad 900 metrów wysokości, ale rozległość terenu i wcale niemałe przewyższenia lokalne nadają im sporo uroku. W jednej z dolin, Glendalough, znajdują się pozostałości dużego klasztoru założonego w VI wieku przez św. Kevina, który początkowo przebywał tu jako pustelnik. Był to jeden z największych i najważniejszych klasztorów Irlandii wczesnego średniowiecza. Ostatecznie został zniszczony przez żołnierzy angielskich w 1398 roku. Zachowane budynki i ruiny są datowane na X - XII wiek. Jako pierwszy przykład pozostałości po klasztorze można podać główną, podwójną bramę wejściową do klasztoru:
Trzy najlepiej zachowane budynki klasztoru:
Na lewo: dzwonnica, jednocześnie wieża obronna. Pośrodku: Dom Kapłanów, nazwa powstała w XVIII lub XIX wieku ze względu na pochówki księży; pierwotnie mogły tu być przechowywane relikwie św. Kevina. Po prawej: zasłonięte częściowo olbrzymim drzewem ruiny katedry św. Piotra i Pawła (tak, ustanowiono tu diecezję, połączoną ostatecznie z diecezją dublińską). Dawny teren klasztoru był użytkowany przez długi czas po jego zniszczeniu, aż do chwili obecnej, jako cmentarz. Kilka ujęć ruin katedry z ciekawymi fragmentami kamiennej architektury z X (nawa) i XII (prezbiterium) wieku:
Na cmentarzu, też już mocno zrujnowanym:
celtyckie krzyże z krucyfiksem:
albo barankiem:
oraz olbrzymi, wykuty w jednym bloku skalnym, historyczny Krzyż św. Kevina:
Warto zwrócić uwagę na białe porosty na tablicach i krzyżach cmentarnych w tle zdjęcia.
Wokół klasztoru góry otaczające dwa jeziora; widok na jezioro górne, większe:
Można tu spotkać leśne skrzaty:
ale nie są one towarzyskie:
W lesie nad jeziorem miała stać pustelnia św. Kevina:
Zostało po niej kilka głazów. A opodal kaskady potoku Poulanass:
Po lunchu wracamy do Dublina tzw. Old Military Road prowadzącej przez górskie pustkowia. Została zbudowana przez angielskich żołnierzy, aby ułatwić im pościg i poszukiwania irlandzkich niepodległościowców ukrywających się w górach. Tylko gdzie tu się można ukryć?:
Wyższe partie gór to jedno wielkie podmokłe wrzosowisko (i torfowisko) i ani jednego drzewa. To tu znajdują się źródła rzeka Liffley, przepływającej przez Dublin. Wąską, krętą, ale asfaltową drogą, wiezie nas Asia, brawurowo prowadząca wypożyczony samochód i świetnie dająca sobie radę po lewej stronie jezdni nie tylko w górach ale i w centrum Dublina. Ona też jest autorem części pokazanych tu zdjęć z dzisiejszej wyprawy.
Po brązach, fioletach i czerwieniach wrzosowisk (niestety przy zachmurzonym niebie i kapiącym od czasu do czasu deszczu) z przyjemnością odnajduję w końcu zieleń i drzewa na dnie doliny przy zjeździe na dublińską stronę gór:
Na pożegnanie Irlandii i jednocześnie ostatniej odwiedzonej przeze mnie w tym roku wyspy mokra jesienna impresja z doliny św. Kevina:
Blog powstał jako próba wykręcenia się od powiadamiania rodziny i przyjaciół, że jeszcze żyję i co jest dookoła, w czasie dłuższych wyjazdów. Teraz każdy może sobie sam sprawdzić. Niestety szybko weszło mi to w krew. Piszę na gorąco, najlepiej jeszcze tego samego dnia, który opisuję. Samotne podróżowanie zostawia zwykle dwie - trzy wolne godziny na kopiowanie zdjęć i krótki komentarz. O ile szybkość internetu na to pozwala. Oprócz relacji z podróży, trochę ciekawostek, a obecnie wspomnienia.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Trochę jakby bieszczadzkie połoniny, tylko bez regla na dole. Przy okazji to dawna moja teoria o Twoim katastroficznym wpływie znów znajduje uzasadnienie: Ofelia...
OdpowiedzUsuńPołoniny stromsze i wyższe, ale coś z tego klimatu jest, trzeba by trochę połazić po Wicklow. Nawet nieco ludzi to robiło, pomimo niesprzyjającej pogody, sądząc po kilku mijanych przez nas turystach i opuszczonych samochodach na parkingach w głębi gór.
OdpowiedzUsuńTeoria na temat mojego stymulowania nieszczęść stara ale wątpię, żeby przetrzymała mędrca szkiełko i oko.