21 sierpnia, 2019

Gotlandia 2

Fårö, sierpień 13-14, 2019. Na Gotlandii pozostało trochę zabytków, starych domów, wiatraków, łodzi. Część z nich została odnowiona lub odbudowana i oznaczona tablicami przez lokalne muzeum i stowarzyszenie miłośników Fårö. Jednym z takich punktów jest odbudowany domek łowców fok (ważne zajęcie w historii Gotlandii) i stara łódź ratunkowa:
Dwa kilometry na północ od Fårö znajduje się wielka rafa, na której często rozbijały się statki. Przygotowano więc łódź i zorganizowano grupę ochotników wyruszających na morze w poszukiwaniu rozbitków, kiedy tylko pojawiła się wiadomość o katastrofie. Ten system istnieje i obecnie, a nowa i większa łódź jest gotowa do akcji; cumuje w innym porcie rybackim. Jedni ratowali, ale są też przekazywane z dawnych lat opowieści (nie potwierdzone przez historyków) o rabowaniu i zabijaniu rozbitków, którym udało się dotrzeć do brzegu. Słynna z tego miała być mała piaszczysta wyspa jeszcze dalej na północ od Fårö. Liczba katastrof nieco się zmniejszyła po wybudowaniu na początku XIX wieku latarni morskiej, obecnie całkiem zautomatyzowanej:
Na Fårö znajduje się wiele wiatraków przerobionych na "dacze", oto jeden z nich wciągnięty na listę zabytków:
W pobliżu domek ostatniego młynarza; młynarz był głuchoniemy ale umiał czytać i pisać, a mąkę robił podobno świetną:
Na pierwszym planie tradycyjny płot, znowu często widywany na Fårö. A tak mieszkał ten młynarz:
Na pobliskich łąkach spacerują i coś tam podjadają żurawie:
Nad morzem też ptaków nie brakuje:
a jeszcze więcej poluje w wodzie:
Następnego dnia odbywam spacer wzdłuż brzegu i przez ponad godzinę nie spotykam ani jednego człowieka. Za to, a może właśnie dlatego, natykam się na ponad setkę kormoranów obsiadających kamienie i polujących w przybrzeżnej wodzie:
Kiedy zbliżam się do brzegu, wszystkie odlatują; są znane z płochliwości:
Podszedłem do brzegu nie dla kormoranów, ale obejrzeć bunkier z czasów drugiej wojny światowej:
Fårö było jeszcze przez długi czas po wojnie zmilitaryzowane, ale zmienił się potencjalny agresor. Cudzoziemcy, żeby tu przyjechać, musieli uzyskać specjalną przepustkę. Potem wojsko znikło, ale od niedawna jego aktywność, co prawda niewielką, znów można zauważyć.
Mieszkałem w tym tradycyjnym domu farmerskim, obecnie zajętym przez mieszczuchów; widać okno z mojego pokoju na piętrze w szczytowej ścianie:
Po południu wycieczka rowerowa na południowo-wschodnie wybrzeże Fårö. I znów jadę na damce, a ponieważ nie można znaleźć odpowiedniego klucza, siodełko jest na minimalnej wysokości. Okazuje się, że i do tego można się przyzwyczaić, obserwowałem taką jazdę u innych, ale mięśni nijak nie daje się w pełni wykorzystać. Przypomniało mi się moje chłopięctwo bo jest to tak zwane torpedo, czyli można (i trzeba) hamować pedałami, tylko przednie koło ma hamulec. Ale rower jest też zmodernizowany w stosunku do moich czasów: ma trzy biegi w tylnej piaście (i tylko tam) - na czymś takim jadę pierwszy raz.
Ciekawe klify nadmorskie i ich tegoroczny (oraz starsze) obryw:
 
 
 
Za widocznym na pierwszym zdjęciu płotem znajduje się posiadłość Ingmara Bergmana, szczelnie, wbrew szwedzkim obyczajom, otoczona murami, płotami i drutem kolczastym; trzeba uważać przy forsowaniu tych przeszkód. Bergman, który nakręcił na Gotlandii sześć filmów, podobno dofinansowywał okolicznych rolników, żeby nie sprzedawali ziemi na hotele - chciał być sam. W testamencie zapisał tę posiadłość swoim licznym dzieciom i polecił im ją sprzedać bez sentymentów, ale szwedzki socjalistyczny rząd do tego nie dopuścił. Posiadłość jest strzeżona i na głucho zamknięta, ale w "stolicy" Fårö o tej samej nazwie znajduje się małe Centrum Bergmanowskie, a na pobliskim cmentarzu można odwiedzić jego grób.
Ze stołecznych zabytków kuszą stajnie, które budowali gospodarze przyjeżdżający do kościoła na niedzielne nabożeństwa; w wietrzne zimowe dni jak znalazł:
Jest to jedyny ocalały budynek stajenny z wielu zbudowanych kiedyś w okolicy kościoła.  Charakterystyczna tabliczka z opisem (też po angielsku) zawiera jedno słowo (tu akurat stables albo jego szwedzki odpowiednik) do wpisania w odpowiedni formularz dołączany do mapy, którą kupuje się w muzeum. Po zebraniu wszystkich haseł można wziąć udział w konkursie. Nawiasem mówiąc, nie spotkałem na wyspie ani jednego konia.
Na nadbrzeżu jeszcze jeden bunkier, tym razem zamaskowany na skałę. Maskowanie nie jest już w najlepszym stanie, jak widać, ale w bunkrze rybacy urządzili sobie skład sprzętu:
A w drodze powrotnej jeszcze jedne klify nad czymś, co kiedyś było zatoką, potem jeziorem, potem jeszcze bagnem, a teraz, zwłaszcza w suche lata, po prostu podmokła doliną:
Na klifach spory jak tutejszą skalę, kamienny kurhan z epoki brązu:
A w pobliskim lesie fundamenty domów z epoki żelaza (nieoznaczone, ale to chyba jeden z nich):












  

1 komentarz:

  1. Świetne zdjęcia i ciekawy opis. Coraz bardziej ciągnie mnie do tych klifów. I te kamieniste, surowe pejzaże... Bergman faktycznie miał blisko do pracy: choćby kręcąc "Personę" (o ile dobrze pamiętam).

    OdpowiedzUsuń