20 sierpnia, 2019

Gotlandia 1

12-13 sierpnia 2019. Jeszcze jedna wyspa była mi w tym roku pisana - tym razem na środku Bałtyku, Gotlandia. Wyspa przypisana Gotom (zostawili też swoją plemienną nazwę na stałym lądzie, a również kamienne kręgi i kurhany na naszym dzisiejszym Pomorzu Wschodnim, zanim przez stepy czarnomorskie dotarli nad Morze Śródziemne, gdzie objęli na pewien czas władzę w Italii i stworzyli własne państwo na terenie Hiszpanii), ale tak naprawdę nie wiadomo dokładnie na jakich terenach Skandynawii mieszkali przed rozpoczęciem swojej wędrówki przez Europę.
Na Gotlandii byłem już dwa razy, ale teraz płynę tam po raz pierwszy promem z Nynäshamn pod Sztokholmem. W porcie miła niespodzianka:
To jeden z promów z polską nazwą na burcie, zresztą wyraźnie mniejszy od tego, którym płynę. Wygodna podróż trwa około trzy i pół godziny a komfortowe łodzie ratunkowe na tle ciemnego nieba (wkrótce zacznie padać deszcz i cały czas silnie wieje) sprawiają miłe wrażenie:
Na Gotlandii znowu słońce, ale to nie sama Gotlandia jest dzisiaj moim celem. Na północ od niej znajduje się znacznie mniejsza wyspa oddzielona od Gotlandii wąską ale głęboką cieśniną, którą też trzeba przebyć lokalnym promem. Nazywa się ta wyspa w naszej uproszczonej pisowni Faro, ale po szwedzku pisze się ją Fårö, a czyta w polskim przybliżeniu jak Fore z lekkim akcentem na "e".
Fårö, podobnie jak cała Gotlandia, jest wapienną płytą, która powstała dawno dawno temu w okolicach obecnego Oceanu Indyjskiego. Część jej plaży wygląda tak:
Warto zwrócić uwagę na jedną z ciekawych form wietrzenia tutejszych skał:
Są też wspaniałe piaszczyste plaże, ściągające w sezonie tłumy z Gotlandii właściwej, co powoduje olbrzymie korki na przeprawie promowej:
Niezbyt ciepła i wietrzna pogoda oraz zbliżające się rozpoczęcie roku szkolnego pozwalają nam na skoncentrowanie się na krajobrazie a nie ludziach. Widoczna na zdjęciu damka z siodełkiem dla dziecka na tylnym bagażniku i koszykiem z przodu była tego dnia moim pojazdem. A ten przystanek na plaży to jednocześnie moja jedyna kąpiel w lodowatej wodzie (a co z tradycyjnym przeziębieniem?). Na szczęście słońce jeszcze grzało a trawy na wydmach dawały jako taką osłonę od wiatru. Była to chyba moja pierwsza jazda rowerem po plaży, niekiedy w wodzie, a czasem trzeba było rower prowadzić (ale były to na szczęście nieliczne i krótkie odcinki).
Pokazano mi dołki-pułapki wykonane w piasku przez larwy miejscowego mrówko-lwa, co wzbudziło we mnie nieoczekiwane wspomnienia z Kenii. Dołki niezbyt zresztą efektowne:
ale wrzucona  w nie mrówka zostaje natychmiast schwytana za odwłok i po krótkiej szamotaninie przestaje się poruszać:
Piasku zresztą na północno-wschodnim krańcu Fårö nie brakuje: do końca XIX wieku pokrywały go ruchome wydmy, które stopniowo opanowano trawami i lasem. Można w nim teraz znaleźć takie przytulne letnie domki:






  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz