Sobota, 2 września.
To już właściwie pożegnanie z południową półkulą. Jutro wsiadam do samolotu i ląduję na półkuli północnej, w Dubaju.
W nocy pada, rano
pada. Idę jednak do portu. Powinienem skonsumować
deser tej podróży: wulkan Rangitoto, który wyłonił się z morza 600 lat temu. Tak
wygląda z One Tree Hill:
Nie jest wysoki, 260
m npm, ale stanowi oddzielną wyspę. Jak widać na zdjęciu, oprócz głównego
krateru ma jeszcze dwa boczne, każdy w swoim stożku. Takie wielokraterowe
wulkany to nie jest rzadkość – mnóstwo małych kraterów otaczających główny stożek
widziałem np. na Hala-san w Korei. Przy narodzinach Rongitoto byli już ludzie –
znaleziono odciski stóp w popiele wulkanicznym.
Kiedy kupuję bilet nieco się
rozpogadza, ale decyduję się ostatecznie na Rangitoto volcanic tour, czyli
podróż po wyspie „road train” z 4WD jako lokomotywą. Road train ma daszek nad „wagonem”
i podwozi bezpośrednio pod stożek wulkaniczny, po drodze informacje o wyspie,
przyrodzie i historii udzielane przez kierowcę - przewodnika. Podejście piesze
od mola zajmuje tylko jedną godzinę, ale wolę nie ryzykować przemoknięcia. Kiedy
odbijamy od brzegu, znowu pada.
Ale gdy dobijamy do
Rangitoto, rozpogadza się. Na niecałe trzy godziny, jak się okazało. Akurat starcza
na wejście na szczyt i powrót. Lub odbycie przejażdżki i wejście na szczyt.
Część idzie, ja już konsekwentnie jadę. To 4WD okazuje się być traktorem:
Wyspa jest jednym wielkim polem lawy
pokrytym obecnie lasem pohukutawy (nowozelandzkiej choinki), ale bogatym w wiele
innych gatunków drzew i krzewów. Są jeszcze mchy. Jest to podobno największy las pohukutawy na
Nowej Zelandii:
Jeszcze 200 lat
temu była tu wyłącznie zastygnięta lawa. Jedno z większych, jeszcze nie zarośniętych
pól lawy:
Traktor objeżdża
główny stożek wulkaniczny dookoła. Drogi na wyspie zbudowali więźniowie w
latach 20 – 30-tych XX wieku. Odbywali tu ostatnie pół roku kary, pracowali bez
żadnych maszyn, ale mieli trochę luzu, mogli na przykład łowić ryby i robić
sobie z nich obiad.
Wejście na szczyt od trasy wycieczkowej odbywa się po drewnianych schodach:
Drewno jest pokryte drucianą siatką, żeby uniknąć poślizgnięcia się. Pomysłowe rozwiązanie.
Szczyt, najwyższy punkt
na krawędzi krateru, był wykorzystywany jako punkt obserwacyjny w czasie II
wojny światowej, stąd ten budyneczek za triangulem:
Jest tu zresztą
więcej pamiątek po wojskowych, ale jest to teraz rezerwat ścisły, wyłapuje się nawet
szczury i inne myszowate gryzonie oraz wprowadza rodzime gatunki ptaków. Ostatni
raz złapano szczura w jedną z wielu takich pułapek:
dwa lata temu.
Uważa się więc, że wyspa jest wolna od gryzoni. Widoki ze szczytu są wspaniałe:
a ścieżka wokół
krateru bardzo pouczająca:
Również wnętrze karteru
jest już bogato zarośnięte:
Trochę widoków z pól
lawy złożonej z poprzednio wspomnianej skorii w postaci powierzchniowej, czyli
oddzielnych kamieni:
Kiedy kończymy
jazdę, chmurzy się i wkrótce zaczyna padać.Robi się zimno. Na pociechę kierowca informuje nas, ze temperatura na Rangitoto jest zwykle o pięć stopni wyższa niż w Auckland; wulkan jeszcze grzeje.
Deszcz pada przez cały wieczór, ale jutro,
na odlotne, ma się rozpogodzić.
Dan w Auckland, 2
września.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz