Niedziela, 3
września. Dostałem jeszcze repetę deseru tej podróży. Popłynąłem promem do
Devonport (10 min przez zatokę, nad którą leży Auckland) i wszedłem na dwa „miejskie”
wulkany. Devonport to coś w rodzaju naszego Sopotu:
Dovenport ma dwa wulkany,
a w zasadzie miało trzy, ale jeden z nich, Mount Scumbria, rozebrano na kamień
budowlany i teraz skumbriańską skorię można znaleźć w murach devonportowych
domów. Oba istniejące wulkany były
silnie zmilitaryzowane już przez Maorysów (obronne wioski pa), a po nich
przejęła te tereny nowozelandzka marynarka wojenna i zamieniła wulkany na forty. Oba są
obecnie traktowane jak zabytki i można je zwiedzać łącznie z wewnętrznymi
tunelami (do tuneli trzeba mieć własną latarkę). Poważnie zaczęto myśleć o
systemie obrony Auckland w latach 1895-6, kiedy to pojawiło się zagrożenie ze
strony… Rosji. Tak, tak, już car miał długie ręce i zaczął rozbudowywać flotę
wojenną na Pacyfiku. Potem dopiero Japonia od 1941 roku stała się postrachem (w
NZ stacjonowało 100 000 żołnierzy amerykańskich), ale to nie japoński a niemiecki
okręt narobił trochę kłopotu zaminowując dojście do portu Auckland. Na minie
wyleciał statek pasażerski, ale wszystkich uratowano.
Wchodzę więc na
Mount Victoria. Na szczycie muzealne stanowisko „znikającego działa”:
Działo to było
podnoszone do strzału z głębokiego wykopu podnośnikami
pneumatyczno-hydraulicznymi, a po strzale siła odrzutu wduszała je z powrotem do
wykopu sprężając jednocześnie powietrze i wodę w podnośnikach. To działo oddało
jednak tylko jeden strzał, bo w okolicznych domach wyleciały szyby przy pierwszej
próbie i obywatele zaczęli się skarżyć. Podobne działa były i na drugim wzgórzu
nazywanym North Head (to czubek półwyspu, na którym leży Devonprt), pozostawiono
jedno w pozycji do strzału:
Ze szczytu Mount
Victoria wspaniałe widoki:
Ten słupek po prawej stronie to latarnia morska ostrzegająca przed skałami Rangitoto, zbudowana w XVIII wieku.
Rangitoto nie może już być bliżej:
A te muchomorki to prawdopodobnie
wyloty systemu wietrzenia podziemnych części fortu. Jest też ostrzeżenie jak na
wulkan przystało:
I oczywiście widok
na North Head:
Zamiast widoków z North Head trochę kwiatów ze zboczy obu wulkanów:
i kolejna zielona zagadka:
Na plaży w obecnym Devonport miała wylądować jedna z siedmiu łodzi, które przywiozły Maorysów na Nową Zelandię, w związku z czym postawiono tu pomniczek:
Na kuli umieszczono świętego ptaka Maorysów, który przypłynął do Devonport razem ze swoimi czcicielami:
Odlot samolotu jest
zaplanowany na 20:30. Lot do Dubaju ma trwać ponad 17 godzin. Niedawno odleciały
jeszcze dwa samoloty Emiratów: do Dubaju przez Melbourne i do Dubaju przez
Brisbane. Mój lot jest więc trzecim w dniu dzisiejszym, tym razem bezpośrednim lotem z Auckland
do Dubaju.
Dan na lotnisku w
Auckland, 3 września.
Już Dubaj?... A tu na rzut beretem Wyspy Trobrianda, gdzie jak wiadomo bywał Malinowski... Notabene Aborygeni chcą zmienić Mount Kościusko na coś własnego i są propozycje, by ich zaprosić do Krakowa pod nasz Kopiec. Myslę, że zamiast zapraszać, nalezy obdarować. Już Malinowski badał ów zbawienny cermoniał kula, co prawda na wspomnianych Wyspach, ale Melanezja nie tak znowu odległa... Pomyślnego lotu i lepszej (od naszej tu) pogody!
OdpowiedzUsuńTrudno z obdarowywaniem przebić australijski rząd i firmy, które działają na ich terenach. Ale jakby weszli na kopiec, to może byłaby to dla nich jakaś atrakcja? A na Triobrandach to raczej to raczej panie mogą poszaleć... jeżeli jeszcze nie jest za późno.
UsuńTRZYMAM KCIUKI ZA Twój szczęśliwy powrót. Szczęść Boże, do zobaczenia Anka.
OdpowiedzUsuńBóg zapłać, część drogi już mam za sobą.
OdpowiedzUsuń