Sobota, 23 grudnia. Rano leje, potem popaduje z przerwami. Totalna szarówa. Decyduję się jednak na spacer. I co my tu mamy? Las:
Drogi:
Rozlewiska:
Jeziora:
Szlachetne żółcie i brązy:
Fraktalny mur:
Trzciny na lodzie:
Nocą przed naszym przyjazdem było tu -10 stopni Celsjusza. Jeziora zaczęły zamarzać. A więc popatrzmy na granicę lodu i wody:
Z lokalnych ciekawostek:
Coś wydeptało ścieżkę.
Jesienny wysyp krzeseł udał się nadzwyczajnie w tym roku.
Czyżby zima miała być lekka?
Tradycyjna zagadka:
I jeszcze trochę nostalgii na zakończenie:
Blog powstał jako próba wykręcenia się od powiadamiania rodziny i przyjaciół, że jeszcze żyję i co jest dookoła, w czasie dłuższych wyjazdów. Teraz każdy może sobie sam sprawdzić. Niestety szybko weszło mi to w krew. Piszę na gorąco, najlepiej jeszcze tego samego dnia, który opisuję. Samotne podróżowanie zostawia zwykle dwie - trzy wolne godziny na kopiowanie zdjęć i krótki komentarz. O ile szybkość internetu na to pozwala. Oprócz relacji z podróży, trochę ciekawostek, a obecnie wspomnienia.
23 grudnia, 2017
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz