05 kwietnia, 2020

Słowacki w Pornic

2009. To ja byłem w Pornic w 2009 roku, Słowacki był tam wcześniej dwa razy - we wrześniu 1843 i w lipcu - sierpniu 1844. Ta dwukrotność właśnie mnie uwiodła, bo Słowacki w swoim dorosłym życiu zwykł spędzać wakacje każdego roku w innym miejscu (postawa bliska mojemu sercu). Więc dlaczego dwa razy w Pornic? Krytycy i lektura wierszy Słowackiego wskazują na kamienie - groby Druidów - jak uważano w tamtych czasach. Pisał do matki, że nie tylko te głazy ale i morze i puste, surowe brzegi mają dla niego niezwykły urok. Wchodził w swój okres mistyczny: w Pornic zaczął pisać "Genezis z ducha". Tam też powstał wiersz "Do pastereczki siedzącej na druidów kamieniach w Pornic nad oceanem", według niektórych krytyków to jeden z najpiękniejszych wierszy Słowackiego (mam tu swoje odrębne zdanie). Więc pojechałem po tych kamieniach (od skał do kamieni to może upadek, ale jednak nie daleko) i szybko stwierdziłem, że te grobowce są znacznie starsze od druidów - datowane na 3 500 lat przed Chrystusem pochodzą z tzw. młodszej epoki kamiennej. No i ruszyłem śladami Słowackiego i speców od majstrowania olbrzymimi głazami na terenie dzisiejszej Bretanii. W ten sposób Słowacki został ojcem chrzestnym mojego zainteresowania prehistorią. 
Herb Pornic, małego portu leżącego przy ujściu Loary do Oceanu Atlantyckiego:
Pierwszy tumulus (inna nazwa kurhanu, ale zbudowanego nad grobem; po ewentualnej ziemnej warstwie kurhanu nie pozostał żaden ślad), tumulus des Mousseaux:
Te głazy to grobowiec, reszta to rekonstrukcja obudowy. Tumulus leży właściwie w granicach miejscowości:

Grobowiec składał się z dwu korytarzy zakończonych komorami grobowymi:
Wejścia do korytarzy:

Widok z wnętrza:

Komory grobowe:

Tumulus jest zbudowany z piaskowca, ciekawe kamyczki:
Czy to tutaj siedziała pastereczka opisywana przez Słowackiego? A może na Dolmen de la Joseliere, położonym na trawiasto-krzaczastym wybrzeżu oceanu?:

Wnętrze:
Podkradłem z internetu; zdjęcie z wysoka daje dobre pojęcie o strukturze części grobowej. Widać też, że, w odróżnieniu od okrągłego tumulusa, było to założenie na planie prostokąta:
Widok z góry od tyłu; w tle, nad samym morzem, coś podobnego, ale zbudowane z betonu w innych celach:
Kolejny dolmen, Dolmen Du Predaire, a raczej bezładne pozostałości po nim:
I już naprawdę ostatni, daleko od Pornic, dolmen, którego nazwy nie udało mi się ustalić:
Całe wybrzeże atlantyckie jest usłane dolmenami i innymi strukturami megalitycznymi. Wrócę jeszcze do bretońskich megalitów.

Juliusz Słowacki nie był jedynym polskim poetą, który odwiedził Pornic i pisał o nim. W 1960 roku spędził tam nieco czasu Czesław Miłosz. Pozostało po tej wizycie kilka wierszy zebranych w cyklu "Kroniki miasteczka Pornic" opublikowanym w tomie "Król Popiel i inne wiersze" (1962). Warto i do tych wierszy zajrzeć, choć megalitów Miłosz nie tykał, ale jest w nich trochę nowszej historii z polskimi odnośnikami. Jeden z tych wierszy "Słowacki" jest poświęcony wielkiemu suchotnikowi. Miłosz krytykuje swojego kolegę po fachu za ducha, dążenie, cel i demokrację, a szczególnie za gadulstwo. Ale na koniec daje mu szklankę koniaku. I słusznie, bo Miłosz sam był wielkim gadułą, tyle że gadał w innym stylu.

Jak już poeci podzielili się koniakiem, to ja jeszcze dodam, że Słowacki zaczął w Pornic pisać swój dziennik z końcowego okresu życia (nazwany przez krytyków Raptularzem, a przez samego poetę określanym jako pulares), gdzie znalazło się też wiele utworów, przynajmniej w początkowych wariantach, i niedokończonych prób, oraz rysunki. I pastereczka siedząca na "druidów kamieniach" też tam jest:
A już całkiem na marginesie dodam, że w Pornic spędzał też wakacje znany nam dobrze z Poronina Włodzimierz Iljicz (1910). No cóż, uzdrowisko nie wybiera sobie gości.

2 komentarze:

  1. Być może niezbyt uważnie przewijałem stronę ville de Pornic, bo nie znalazłem tam informacji o dolmenach, raczej zachęcają turystów do obejrzenia koszmarnych bunkrów z II wojny światowej (czyżby Wał Atlantycki pracowicie budowany przez francuskie firmy pod kierunkiem Organizacji Todta?), restauracji oraz rozlicznych plaż. Można tez pojeździć konno, posurfować i połowić mule.(Tu małe sprostowanie - jakąś wzmiankę jednak odkryłem). Ale gdzie indziej znalazłem potwierdzenie słów Autora, bo w pobliskim Chauvé zachęcają do zwiedzenia circuit des Menhirs, więc widać jest tych bretońskich kamyków całkiem sporo. Co do opinii o wierszu o pasterce, to pełna zgoda, choć jak zauwazyłem zamieścili go Grochowiak i Maciejewski w swojej Antologii. No cóż, od Słowackiego dzieliło go circa 120 lat z 2 wojnami światowymi i doświadczeniami totalitaryzmów, stąd dość beznamiętny ton. Choć nieraz w ten deseń można by i Miłoszowi dopiec, jak to poecie. Przyznam się, że zawsze miałem słabośc do innego wiersza z Pornic, "Wandejczyków", bo dotyczy jednego z tragicznych epizodów tej wojny domowej (jak ją nazwał Jasienica w książce pod tym tytułem), w której jakobini stosowali metody szeroko stosowane w wojnch kolonialnych XIX wieku. To taka mała dygresja. Co do Ilicza, to mam wrażenie, że bywał wszędzie. Pewien mój znajomy widział gdzieś w ZSRR transparent z napisem:
    "Lenin wmiestje s nami". Był to dom psychicznie chorych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Informacji trzeba szukać na francuskich stronach, są też dla poszczególnych wymienionych przeze mnie pornickich megalitów (są tłumaczenia niemieckie, ale nie angielskie). A megality można znaleźć na tym wybrzeżu wszędzie... Teraz bym tę wyprawę inaczej zorganizował, ale to był mój pierwszy kontakt z prehistorią.
      "Wandejczycy" Miłosza to rzeczywiście ciekawy wiersz,ale, oprócz wydźwięku historycznego, można go potraktować jako przypowiastkę o skutkach nadużywania alkoholu (czy złych czy dobrych, to zależy od opcji politycznej :-) ). Warto wspomnieć jeszcze jedną historię z jego "Kronik miasteczka Pornic" zawartą w wierszu "Loukianoff": jak to trzech Polaków z Wermachtu chciało przejść do partyzantki francuskiej ale sprawa się rypła i Niemcy wzięli zakładników domagając się wydania francuskiego łącznika. Wtedy miejski fotograf, ówże Loukianoff, rosyjski emigrant poszedł do rosyjskiego oddziału Wermachtu załatwić zwolnienie francuskich zakładników (łącznik uciekł, więc groziła im czapa), Rosjanie obgadali sprawę z Niemcami i zakładników zwolniono (pewnie zadecydowała tu kasa, ale o tym Miłosz nie pisze). A trzej Polacy leżą od tego czasu na pornickim cmentarzu.

      Usuń