1 grudnia 2018. Wyssało mnie znowu w tropiki. Trochę Afryki tym razem. Firma TUI, Boeing Dreamliner wyczarterowany od LOT-u. Z nieznanych mi przyczyn przesadzono mnie do klasy biznes, niestety na czarterach nie ma wyboru miejsc ani diety. Okazało się jednak, że zostało wolne miejsce przy oknie, więc się przesiadłem. A skutki są takie: najpierw Tatry:
 |
Tatra mountains through a break in the clouds |
Na pierwszym planie Tatry Bielskie. To była jedyna dziura w chmurach w tej okolicy, a w dodatku zdjęcie robione z daleka, ale kto zna wschodnie Tatry Wysokie...
A potem pagórki i góry, ale nie podejmuję się ich zidentyfikować (lecimy nad Słowacją, Węgrami, Rumunią i Bułgarią nad Morze Egejskie, potem już chmury aż do Sahary), a wszystko w śniegu:
 |
Snowy hills and mountains betwen Poland and the Meditteranian Sea. |
Na ostatnim zdjęciu być może Piryn. A potem już Sahara. Czy tak ją sobie wyobrażacie?:
 |
Sahara. Finaly dunes! |
 |
Desert farming. What do they plant here? |
Kilkakrotnie przelatujemy nad Nilem:
 |
The Nile reflects sun |
A potem, już nad zieloną częścią mapy, zamglenie i powoli zapadający zmrok, a w końcu chmury. I nagle, ponad chmurami:
 |
Looks like Rwenzori mountains | |
Tyle wspomnień budzi ten widok!
W Mombasie 28 C, wiza na lotnisku za 50 USD, transfer do hotelu, gdzie czeka jeszcze na mnie późny, ale przewidziany przez TUI obiad.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz