29 lutego 2024. Chyba pierwszy raz ta rzadka data pojawia się na tym blogu. I po raz pierwszy na tym wyjeździe mam czas zaparzyć sobie herbatę. Mniam, mniam... Można było dłużej pospać.. Czekamy na popołudniowy samolot do Warszawy. Nie skorzystałem z oferty wycieczki "fakultatywnej" na tutejszą rafę - chyba byłoby to za męczące przed długim, podobno dziewięciogodzinnym, lotem, a poza tym jestem dalej zniesmaczony stanem rafy w Belize (podobno są też dobre kawałki). Dużo pozostaje mi do uzupełnienia: miasta kolonialne Campeche i Merida, wspaniały Uxmal i też wspaniała, ale bardzo zatłoczona, Chichen Itza. I oczywiście wcześniejsze zaległości, ale to już w domu. Na pożegnanie (moje) z tropikami i Majami dwie fotki: wschód słońca z mojego balkonu w Mieście Belize:
I tak musiałem wstać przed wschodem :) Na pierwszym planie końcówka mola.
Co do rafy, w sieci spotkałem entuzjastyczne opinie rozmaitych bywalców tamże. Widać są wyjątki. Spokojnego lotu!
OdpowiedzUsuńRafa w Cancun znacznie ciekawsza niż ta w Belize; według osób, które ją odwiedziły: dużo kolorowych rybek. Nocny lot do Warszawy był spokojny, a trwał ponad dziesięć i pół godziny. Jak zwykle szybciej się dolatuje lecąc na zachód.
OdpowiedzUsuń