29 lipca, 2017

Darwin 2

Wstałem późno, zjadłem na śniadanie to czego nie powinienem jeść, czyli jajka z bekonem (simple brakie) i poszedłem na spacer nad Morze Timor (Timora?). Brzeg jest klifowy z małymi kamienisto - skalistymi plażami. Można tam zobaczyć ciekawe kamienie, jak ten oto:



Może to było jedno ze źródeł sztuki aborygeńskiej?
Pływy są tu zresztą silne, o amplitudzie do 8 metrów, i na przykład drzewa mangrowe pod klifem wyglądały jakby w czasie powodzi:



I jeszcze trzy sympatyczne ptaszki, które towarzyszyły mi w spacerze, przynajmniej chwilami:





Po południu postanawiam popływać w małej zatoczce starego portu, gdzie gwarantują brak krokodyli słonowodnych. Dorastają one do 6 metrów długości i są agresywne (czytaj głodne). Wszystkie wody tutaj, też słodkowodne oprócz basenów przyhotelowych, są zagrożone ich obecnością. Raz na kilka lat udaje im się kogoś zjeść, najczęściej jakiegoś lokalsa lekceważącego ostrzeżenia. Wskazówka dla wędkarzy brzmi: stój przynajmniej 5 m od brzegu. Krokodyle potrafią skakać: dla turystów organizowane są pokazy krokodyli wyskakujących do zawieszonego nad wodą mięsa - skaczą do 2 m w górę. Chętni mogą również za opłatą 150 AUD dać się zanurzyć do basenu pełnego krokodyli - w przeźroczystej plastikowej klatce. No w każdym razie w tej zatoczce ma ich nie być, ale jest ona jeszcze podzielona na dwie części: w mniejszej nie ma dużych jadowitych meduz, w większej nie powinno być, ale mogą się zdarzyć (ta mała jest oddzielona od dużej specjalną siatką). Pływam oczywiście w większej, bo tylko tam jest wystarczająco dużo miejsca do pływania:



Ta całkiem bezpieczna (też dla dzieci) zatoczka jest położona bliżej, widać boje sieci, a na środku większej części umieszczono park wodny (po 15 AUD od osoby). Pływać za darmo można wokół tego akwenu, przy jego brzegach - tor oznaczony dużymi żółtymi bojami. Aha, są tam jeszcze duże ryby jarosze (jedzą plankton i meduzy), czasem okazują niegroźne zainteresowanie pływakiem, więc osoby wrażliwe na takie spotkania są proszone o korzystanie z tej mniejszej części. Zrobiłem jedno okrążenie półkrytą żabką i było to moje pierwsze pływanie po złamaniu ręki. Aha, coś mi się w pewnym momencie otarło o nogę...
Jutro będę natomiast robił to, czego bardzo nie lubię robić: muszę wstać o 5-tej rano, żeby o 6-tej wyjechać na dwudniową wycieczkę autobusem do Kakadu - największego parku narodowego Australii, umieszczonego na liście UNESCO. Zresztą największego skupiska krokodyli słonowodnych też.

2 komentarze:

  1. Swoją drogą ciekawe, czym odżywiają się słonowodne krokodyle? Turystami? Bo te rzeczne wiadomo, nieźle te ich obiady sfilmowano. Termometr na działce, powieszony na winogronie wskazywał 42 C. Do kompletu niebawem zakwitnie "Królowa nocy" i zapach jak w dżungli... tyle, że na krótko... zdjęcia świetne, jak zwykle...

    OdpowiedzUsuń
  2. Krokodyle lubią ryby, tak jak wędkarze. Czekaja spokojnie na przypływ, aż łososie (gdzie ich nie ma) i baramundy pójdą w górę rzeki, i tylko otwierają swoje fotogeniczne buzie. Ale żadnym mięsem nie pogardzą.

    OdpowiedzUsuń