01 sierpnia, 2017

Kakadu 1



Kakadu Aurora Resort, jakieś 350 km od Darwin. Niedziela wieczór. Kończę w Darwin, wtorek.
Wycieczki autobusowe mają to do siebie, że trzeba ciągle siedzieć i być wiezionym i zwykle nie ma czasu na dokładne obejrzenie tego, co akurat interesuje. Chociaż  przypominam sobie trzy długie wycieczki autobusowe, które były niezwykle ciekawe. Ale to były wycieczki wyspecjalizowane: Białoruś i dwa razy Karpaty ukraińskie (od północy i od południa, ta druga z Czechami). Tym razem połowa autobusu to uczestnicy wycieczki jednodniowej, reszta zostaje na drugi (jak ja) a może i trzeci dzień.
Krajobraz bardzo monotonny: rzadki las eukaliptusowy z małymi palmami w poszyciu. Tylko raz mój wzrok natyka się na mały gaik dorosłych palm. Urozmaiceniem są pożary i spaleniska, dawniejsze, świeże i aktualnie się tlące. Ostatnio leśnicy poszli po rozum do głowy i naśladując Aborygenów podpalają lasy w odpowiedniej porze roku. Duża jeszcze zawartość wilgoci powoduje, że pożary raczej się tlą niż palą i posuwają powoli, nie stanowiąc zagrożenia dla zwierząt. A większość roślin już do dawna przystosowała się do ognia, a nawet go wymaga jako etapu swojego rozwoju. Lasy wypala się systematycznie w szachownicę. Inną atrakcją są kopce termitów, czasem bardzo efektowne. Wspominam ciepło tak genialnego i tak nieszczęśliwie zakochanego profesora Mmaa. 
A to nasza droga, Kakadu Highway, widziana przez kamerę umieszczoną na przodzie autobusu:
I tak setki kilometrów. Na suchszych obszarach las ma tendencje przechodzenia w sawannę, na wilgotniejszych jest gęsty.
Zwiedzamy centrum kultury aborygeńskiej (sześć razy za szybko) i płyniemy małym stateczkiem po Yellow Water Billabong, czyli stojącym (w porze suchej) rozlewisku jednej z wielu tu rzek.
Obserwujemy z bliska krokodyle, przeważnie młode, ptaki, w tym „orła z białym brzuchem” (ale co to dla Polaków) i roślinność. Dowiaduję się, że Aborygeni mieli sposób i na krokodyle. Wchodząc do wody uderzali w nią płaską dłonią z charakterystycznym odgłosem, który miał odstraszać krokodyle. Zawsze ktoś stał na brzegu i uważnie obserwował wodę w pobliżu moczących się. A moczyły się przeważnie kobiety wyciągając smakowite bulwy i kłącza roślin wodnych i łowiąc węże, jak stanowiący przysmak pyton wodny dochodzący do 3 m długości. Na grubszą zwierzynę nie wolno było im polować, ale węże i jaszczurki (też bardzo duże iguany) to była ich domena. A oto płynący krokodyl (więcej krokodyli będzie w Kakadu 2):
Po lunchu (nareszcie! - śniadanie jadłem przed szóstą) odwiedzamy Nourlangie, miejsce z aborygeńską sztuką naskalną. To mój główny powód przyjazdu do Kakadu. Zaczęło się od zamiłowania do skały (wspinaczka), potem, kiedy już dawno się nie wspinałem, zamiłowanie poszerzyło się na olbrzymie kamulce, a w szczególności budowle megalityczne, żeby w końcu objąć archaiczne bazgroły na ścianach jaskiń (jak w Europie, gdzie przechowały się dzięki ciemności i odcięciu od świata) lub na skałach naziemnych (jak tutaj, gdzie rysunki były co pewien czas rytualnie odnawiane).
Czasu na zwiedzanie jak dla mnie zdecydowanie za mało, zwłaszcza, że trafiamy na niezłą historię. Popatrzcie:
Narządy rozrodcze są realistycznie przedstawione, nawet wyolbrzymione, co jest cechą charakterystyczną tej sztuki i dotyczy też czasem zwierząt. Ale tutaj takiemu przedstawieniu mógł towarzyszyć i inny motyw. To brat (pośrodku) i siostra (po lewej na dole), którzy stosunkiem kazirodczym złamali jedno z najostrzejszych tabu. Nie uszło to im na sucho. Tuż obok na prawo został przedstawiony Człowiek Błyskawica, Namarrgon, jeden z najgroźniejszych bogów, jesteśmy zresztą w jego sanktuarium. Te łuki wokół niego to błyskawice, a siekierki przymocowane do kolan i łokci służą mu do wywoływania grzmotów. To on, jak zresztą wszyscy bogowie, stoi na straży porządku społecznego. Brat zmienił się w krokodyla słonowodnego, a siostra w Tęczowego Węża. Zdążyli jednak spłodzić dzieci i są uważani za przodków założycieli kilku tutejszych klanów. Można zresztą podać za Aborygenami jeszcze inne interpretacje, na przykład kobieta ma być żoną Człowieka Błyskawicy.
Uwaga, ten facet poniżej jest naprawdę groźny:
Zjada kobiety. Warto zwrócić uwagę na rentgenowskie ujęcie z zaznaczonymi żebrami, kręgosłupem i kośćmi kończyn. To jedna z ciekawostek pierwotnej sztuki australijskiej, przedstawiano tak nie tylko ludzi, ale i zwierzęta i ryby. A teraz grupa nazwana tancerzami:
Hmm, tylko co oni tańczą? Widać nakładanie się na siebie rysunków z różnych epok i o różnych stylach. Te białe patyczaki zwykle przedstawiają przodków duchy Mimi; te stworzenia są uznawane za złośliwe i trzeba z nimi uważać.
Aborygeńskie rysunki naskalne widziałem po raz pierwszy w zeszłym roku w Grampianach koło Melbourne, były jednak znacznie prymitywniejsze. Kultura Aborygenów jest zresztą reklamowana tu jako najstarsza kultura świata, zbieracko-łowiecka, trwająca nieprzerwanie od ok. 60 tysięcy lat, bo jej najstarsze ślady w Australii pojawiły się mniej więcej 10 – 20 tysięcy lat po wyjściu Homo Sapiens z Afryki. Trochę to naciągane, bo było tu wiele kolejnych migracji, a każda nowa migracja doprowadzała do zaniku tej kultury, którą zastała. A więc nic nowego pod słońcem.
Chętnie otworzyłbym na noc szerokie drzwi wychodzące na dwór (mieszkam na parterze w drewnianym 10-pokojowym budynku) bo na dworze jest cudowne 18 - 19 C w odróżnieniu od nagrzanego w dzień pokoju. Czytam jednak w instrukcji dla gości, że jesteśmy w parku narodowym i na terenie ośrodka mogą pojawić się wallabies (małe kangury, których pełno dookoła), psy dingo i węże. Nie zbliżać się, nie drażnić, nie karmić. Zamykam drzwi przed spaniem.

2 komentarze:

  1. Ja to bym spał przy otwartych drzwiach... I przewiewnie i atrakcje zabezpieczone. Ech, zbudzić się z takim kangurem przy poduszce, a z tajpanem i wężem tygrysim pod łóżkiem... Tego nawet Tony Halik nie zaliczył...

    OdpowiedzUsuń
  2. Następnym razem się poprawię. Ale nie obiecuję, więc mam szansę dać znać co i jak. Jak na razie to tylko skalne wallaby (mały kangur) widziałem z tej trójki. A chętnie bym zobaczył więcej, byle nie we własnym łóżku. Taki sybaryta jestem, moje łóżko moja twierdza.

    OdpowiedzUsuń