13 listopada 2024. Dzisiaj długa jazda. Najpierw wzdłuż wybrzeża od Walvis Bay do Przylądka Krzyża, z postojami w miejscach turystycznych atrakcji. Z Przylądka Krzyża wracamy kawałek i odbijamy do wnętrza Afryki, a konkretnie przez Uis do Khorixas. Pod wieczór przygoda z rozwaloną oponą, którą już opisałem. Podzielę ten dzień na części i zacznę od pierwszego postoju, miejscowości Swakopmund, niedalekiej od Walvis Bay.
Swakopmund powstał jako port niemieckiej Namibii, połączony koleją wąskotorową ze stolicą Windhoek. Statki nie mogły tu podpłynąć do brzegu, stały na redzie na oceanie, a pasażerów i towary przewożono łodziami. Aby ułatwić ten transport Niemcy zbudowali duże molo, od którego rozpoczynamy zwiedzanie:
Wyglądają na kormorany (?). Nadbrzeże z mola:
Pustynia tuż za rogatkami...
Rano pochmurno i zimno, w nocy lekkie zamglenia, które wędrują na pustynię. Później zwykle się rozpogadza, ale zimny wiatr potrafi dokuczać cały dzień.
Centrum wygląda tak:
Sklepy zastrzegają sobie prawo nie wpuszczenia / wpuszczenia was do środka:
Ale raczej nie dotyczy to białych turystów...
Kilka postkolonialnych budynków (nie zostało ich wiele):
Pierwszy to dom prywatny, drugi to była komora celna, trzeci - były dworzec kolejowy, przerobiony na hotel - na miejscu peronów basen kąpielowy.
Z ciekawostek mamy niemiecką latarnię morską:
a obok pomnik bohaterskiego kolonialnego żołnierza niemieckiego, który w latach 1904 - 1907 skutecznie wymordował plemiona Herrero i Nama (nazwano to później pierwszym ludobójstwem (genocide) XX wieku), broniące dostępu do swoich tradycyjnych pastwisk zajmowanych przez kolonistów niemieckich. A i obozy koncentracyjne ten żołnierz wymyślił, głównie dla kobiet, dzieci i starców, bo mężczyzn od razu zabijano: nie tylko niewolnicza praca, bicie, głód, ale i eksperymenty medyczne (cóż, chyba nie wszystko uda się Niemcom zwalić na nazistów). Tak ten żołnierz się ubierał:
Było nie było, na wystawie antykwariatu bardzo istotne zestawienie z tamtych czasów (przywódcom rebelii udało się przejść pustynię Kalahari i uzyskać azyl w brytyjskiej Beczuanie, obecnie Botswana):
a na ścianie w kawiarni:
Ja używam na rowerze... Kiedyś na wspinaczce...
Fakt, to kormoran, ale przylądkowy (Phalacrocorax capensis). W odróżnienia naszego mazurskiego kormorana jest gatunkiem zagrożonym. Co do kolonialnych zaszłości, to właściwie wszystkie kraje , które pocięły sobie mapę Afryki w XIX, kreśląc granice prawie przy ekierce, mają na sumieniu większe lub mniejsze zbrodnie. Choćby Belgowie w Kongo, o czym długo milczano, i całkiem niedawno Belgowie wzięli się za pomniki Leopolda II. Choć niby tyle lat wcześniej o sytuacji w "Wolnym Państwie Kongo" informował opinię publiczną przyjaciel Conrada, Roger Casement.
OdpowiedzUsuńKormoran przylądkowy, czemu nie? W Namibii wiele rzeczy ma standard przylądkowy, na przykład rozstaw szyn (gdzieś między naszym standardem a wąskotorówką). Ciekawe natomiast, gdzie zimują nasze kormorany?
UsuńCiekawe też, ile krajów postkolonialnych utrzymuje u siebie pomniki ludobójstwa na sobie prowadzonego przez kolonizatorów i przez nich postawione? Można na przykład zestawić ten pomnik z toczącą się obecnie dekolonizacją Ukrainy...