12 sierpnia, 2018

Jezioro Yamdrok i Przęłecz Karo

Za duży zrobił się ten post, internet nie dawał już z nim rady: musiałem podzielić go na dwa.

Kłopoty z internetem, brak czasu i bardzo dużo atrakcji, oraz potrzeba chociaż chwili na uładzenie się z wrażeniami, powodują, ze wysyłam ten komunikat bez zdjęć.  Może jeszcze uda się je dodać? Porzucam też na razie obiecane sprawozdanie z wizyty w Potali i Jokhangu. Przepraszam!
No i dodałem zdjęcia z soboty: jak mam teraz sobie wierzyć (internet działa jak szalony).

Sobota 11 sierpnia.  Jedziemy w Tybet. Prawie cały dzień to pada to się przestaje na trochę, nieco słońca pokazuje się dopiero po południu. Szkoda, bo trasa bardzo widokowa. Najpierw zatrzymujemy się na chwilę nad Jarlungiem (dalej Brahmaputrą) – najdłuższą rzeką Tybetu. Potem pniemy się na przełęcz Gampa, 4794 m n.p.m., wjeżdżając w chmury. Ale na chwilę się przejaśnia – widok z parkingu na podjeździe w stronę doliny Jarlung:
Jarlung River
Na samej przełęczy pada i mgła, więc szybko zjeżdżamy nad Jezioro Yamdrok (ok. 4450 m n.p.m.) – jedno z trzech świętych jezior Tybetu – wąskie, kręte i dużymi odnogami. Kora dokoła Yamdrok’u trwa ok. 2 tygodni.  Nieco się przeciera:
Holy lake Yamdrok
Na parkingach jaki, olbrzymie tybetańskie psy z lwią grzywą (używane jako psy pasterskie) i małe kózki przygotowane do zdjęć z turystami (po 10 yuanów, za zdjęcie samego zwierzaka też trzeba płacić):
Yaks waiting for tourists: 10 yuans per photo
Po dłuższej jeździe wzdłuż jeziora i lunchu podjeżdżamy na kolejną przełęcz Karo (5039 m n.p.m.) pomiędzy siedmiotysięcznikiem i sześciotysięcznikiem. Widać tylko końcowe zerwy jednego z lodowców:
The head of a glacier at the Karo La (Karo Pass)
Zjeżdżamy na drugą stronę przełęczy i pokazuje się słońce. Tak wygląda okolica doliny:
The valey surrounded by wild peaks
A takie widoki z parkingu nad kolejnym, ale sztucznym, jeziorem:
Another, artificial lake: water power is number one power in Tibet
I nareszcie śnieżne szczyty, chociaż na moment:
Finally snowy peaks comes out from clouds for a while
Modlitewne flagi: ta para dodaje jeszcze jedną linkę:
Never enough prayer: prayer flags and wind can do it for you
Nocleg w Gyangtse, niewielkim mieście z ciekawym klasztorem i zamkiem obronnym. Zwiedzanie jutro rano. Wieczorem znowu pokapuje, jest chłodno.

2 komentarze:

  1. Czy uda wam się przy okazji uszczknąć coś ze święta Shoton, co jak się zdaje, trwa cały tydzień i odbywa się nie tylko w Lhasie? Mignął mi w tvn rozkładana ogromna thanka Buddy i mnisi w procesji, tylko jak wyczytałem w którymś z zachodnich biur podróży, co organizują wycieczki na ten festiwal, (tak to określają) od tańców tybetańskich jest tam państwowy Lhasa Singing and Dancing Troupe

    OdpowiedzUsuń
  2. Święto Jogurtu! Mnisi przez 45 dni nie wychodzą z klasztorów, żeby nie zabić (na przykład rozdeptać) niechcący jakiegoś stworzenia w pełni sezonu letniego. Na zakończenie tego okresu dostają od rodziny i okolicznej ludności jogurt. Klasztory, które wczoraj odwiedziliśmy miały olbrzymie ściany na wolnym powietrzu do rozwieszania thanki, ale te ściany były puste. Zobaczymy jutro w klasztorach w pobliżu Lhasy, podobno to święto głównie stołeczne. Festiwal już tu się zaczął, bo bank obok hotelu zamknięty. Zresztą festiwal może być, ale kiedy dokładnie rozwiesza thanki to inna sprawa.

    OdpowiedzUsuń