06 sierpnia, 2018

Na wyżyny

Poniedziałek, 6 sierpnia 2018. Znowu w drogę, a przecież miałem zamiar spędzić lato w domu. Jednak nie wytrzymałem. Tym razem dość wysoko - Lhasa jest położona na około 3600 m n.p.m, nieco wyżej niż Cusco w Peru. Głowa trochę poboli, oddech będzie krótki, ale może nic więcej się nie przyplącze. W Cusco ratowałem się herbatką na liściach koki, a w Tybecie?
Logistyka podobna jak przy wyjeździe do Panamy i Kostaryki: wycieczka Itaki, podobno hit tej firmy, miejsca rzeczywiście wykupione na miesiąc przed wyjazdem; nie zdążyłem załapać się na jedynkę. W skrócie ma to wyglądać tak: lot katarskimi liniami do Chengdu w Syczuanie przez Dohę w Katarze, jeden dzień w Chengdu i okolicach, przelot do Lhasy, 5 dni w Tybecie, przelot do Szanghaju, 2 dni w Szanghaju i powrót tą samą drogą do Warszawy.
W Chinach dostęp do wszystkich produktów Google, Twittera, Facebooka, etc., jest całkowicie zablokowany, ponieważ te firmy nie zgodziły się na wdrożenie państwowej chińskiej cenzury internetu, nazywanej Wielkim Chińskim Murem Ognia (Great Chinese Firewall). A ten blog na guglach siedzi... Jest więc problem, ale, jak to w internecie, na wszystko jest sposób, a niektóre sposoby (o dziwo legalne, choć utrudniane przez chińską kadrę informatyków) zostały opisane w przewodnikach. Może więc i mnie uda się przemyt na własny blog. A jak nie, to przynajmniej zostanie ta informacja, że wyjechałem.
Problem internetu, dotyczący zresztą całych Chin, to pestka w porównaniu z sytuacją polityczną w Tybecie. Polecam zainteresowanym książkę Roberta Stefanickiego "Czerwony Tybet. Komunizm w Krainie Śniegu". Przypominają się najgorsze okresy wynaradawiania Polaków w czasach rozbiorów. Bestialstwo "rewolucji kulturalnej" to jeszcze inna historia, bo dotknęło ono całe Chiny, ale w Tybecie miało szczególnie złowieszczy oddźwięk.

Ja tak o wysokościach, ale popatrzmy choćby na ten wspaniały brąz mapy Tybetu:
How bronze is whole Tibet! How may lakes!
Zaskoczyła mnie liczba jezior, i to jakie ogromne! Niektóre słone, niektóre święte. Przy nich małe białe plamki lodowców to drobinka (najwięcej na granicy chińsko-nepalskiej). A podobno jest to największa (sumarycznie) powierzchnia lodowa po Arktyce i Antarktyce, też zresztą błyskawicznie się zmniejszająca. I jeszcze zbliżenie na okolice Lhasy, gdzie będziemy podróżować:
To the west of Lhasa: there we go.


2 komentarze:

  1. Jak to czym się ratować? Znakomitą herbatką tybetańską z masełkiem! Oczywiście z mleka jaka. Przy okazji podziwiam turystyczna krzepę i życzę udanego treku czyli wałęsania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Treku to raczej nie będzie, a chińska herbatka i zjełczałe (obowiązkowo) masło jaka to jednak nie koka... Ale spróbuję.

      Usuń