Poniedziałek,
13 sierpnia. Przejazd z Shigatse do Lhasy. Wzdłuż szosy biegnie nowa linia
kolejowa łącząca te miasta:
 |
New railroad Lhasa - Shigatse |
Na przełomach Jarlungu:
 |
Jarlung rivers cuts its way across mountains |
ginie ona w tunelach, bo nie
ma tam miejsca na szosę i tory. Wokół wspaniałe góry
(pokazują się na chwilę ośnieżone szczyty,
ale to po drugiej stronie autobusu, więc dowiaduję się o tym poniewczasie):
 |
Fantastic mauntains around! |
Po drodze mijamy klasztor bon, przedbuddyjskiej religii Tybetu (z której tutejszy buddyzm wiele przejął, obecnie oficjalnie uznana przez dalajlamę jako autentyczna religia tybetańska):
 |
Monastery of bon - pre-buddist Tybetan religion - surrounded by prayer flags |
Wieczorem
odbywam korę wokół świątyni Jokhang (Dżokhang) ulicami miasta (nie fotografowałem w tym czasie, więc tylko słowna relacja). Korę buddyści odbywają zawsze w
kierunku zgodnym z ruchem wskazówek zegara (wyznawcy przedbuddyjskiej religii
bon w przeciwnym kierunku, ale oczywiście nie wokół świątyń buddyjskich - mają
swoje; święte góry i jeziora są natomiast wspólne i tam można ich odróżnić po
kierunku okrążania). Na korze wokół Jokhang tłum jest tak duży, że poruszanie
się w przeciwnym kierunku jest znacznie utrudnione. Ludzie idą, wielu z
różańcami, niektórzy z młynkami modlitewnymi. Dzieci, młodzi, średni i starzy.
Stroje tradycyjne, garnitury albo dżinsy. Część pątników odmierza trasę długością
własnego ciała: przyklękają, wyciągają się na całą długość ciała z rękami w przedzie,
podnoszą się, robią trzy kroki do punktu, gdzie sięgały czubki palców, i
powtarzają całą procedurę od nowa. Niektórzy mają ochronne fartuchy, częste są
grube rękawice, a niektórzy mają deseczki na kolanach i dłoniach. Na takich
deseczkach można się silnie odbić i dodatkowy kawałek przejechać w pozycji
leżącej: kamienie na ulicy są dobrze wyślizgane. Czasem koło takiej pątniczki
kręci się córeczka, czasem „kroczą” tak całe rodziny. Pod zamkniętą już o tej
porze świątynią ludzie biją pokłony, w dzień biją i przed i na dziedzińcu, ale
jest ich mniej ze względu na upał. Spędziłem kiedyś trzy dni (dokładniej dwie
noce) w buddyjskiej świątyni w Korei: uczyli mnie między innymi i bicia
pokłonów (dla nie-buddystów ma to być poznawanie buddyjskiej kultury):
zrobienie 100 pokłonów daje trochę w kość, ale można się szybko wytrenować. Kora wokół Jokhang to nie więcej niż półtora kilometra, ale kora wokół świętej góry Kajlasu (?, na zachodzie Tybetu) zajmuje metodą odmierzania ciałem pięćdziesiąt dni, jak się dowiedział pewien dziennikarz, który spotkał tam dwu staruszków odbywających ją w ten sposób. Trasa ma długość ponad pięćdziesiąt kilometrów i przechodzi przez przełęcz ponad 5700 m n.p.m. Tybetańczycy zwykle robią ją w jeden dzień, turyści w trzy.
Ponieważ nie
byłem zbyt zaangażowanym pielgrzymem, kiedy natrafiłem na księgarnię
natychmiast do niej wszedłem. Z lewej strony książki czysto chińskie, z prawej tybetańsko-chińskie
(Tybetańczycy mają własny alfabet od siódmego wieku naszej ery). Okazało się, że
są tu akurat dokładnie trzy książki z angielskim tekstem: jedna z nich to podręcznik
angielskiego dla szkół, drugą zakupiłem od razu, a trzecią następnego dnia.
Moja
pierwsza książka po tybetańsku to zbiór porad etyczno-religijnych napisach
około trzystu lat temu i splatających elementy buddyjskie z islamskimi. Tytuł „Khache
Phalu’s Book of Advice”; Khache oznacza w tybetańskim muzułmanina, a Phalu to
imię. W Lhasie i Shigatse istniały kolonie muzułmanów kaszmirskich, powstałe w
celach handlowych, przynajmniej od XVII wieku, i stąd te wzajemne relacje. Nie wiadomo,
kto ten tekst napisał, niektórzy przypisują go siódmemu panczenlamie lub jego
mistrzowi duchowemu, który miał kaszmirskiego przyjaciela, inni jednemu z
muzułmanów, który urodził się w Tybecie i perfekcyjnie znał tybetański. Tekst
jest napisany mową wiązaną, która w Tybecie ma bardzo ścisłe reguły, oraz zawiera
typowo tybetańska metaforykę. Ale odwołuje się kilkakrotnie do „Najwyższej istoty”
czyli Boga, a niektóre fragmenty wydają się być inspirowane przez poematy
perskiego poety Saadi’ego „Gulistan” i „Bustan”. Książka zawiera, oprócz tekstu
tybetańskiego, tłumaczenie na angielski oraz obszerne wprowadzenie po angielsku. Została wydana przez Tibet’s People
Press w 2015 roku. Druga książka nosi angielski
tytuł „The senile woman’s eulogy of the dispute between the tea fairy and the
chang fairy”; chang to nazwa jęczmiennego lub ryżowego piwa produkowanego w
Tybecie i Nepalu. Oprócz tekstu tybetańskiego, znajdziemy tu tłumaczenia na
chiński i angielski oraz komentarz po chińsku z angielskimi wstawkami; opis
wydawcy jest tylko po chińsku, rok wydania 2014.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz