27 maja, 2019

Na Altiplano

Sobota, 25 maja. Autobus marki Marco Polo należący do firmy Nordic Buss odjeżdża punktualnie, po drodze w każdej miejscowości zabiera pasażerów chcących się dostać do Boliwii, a w Boliwii z kolei ich wysadza poczynając od dwu Indianek Aymara z dziećmi (jedno noszone na plecach) i wielkimi tobołami, które wysiadły w szczerym pustkowiu (bo trudno to było nazwać polem). Rano jest mglisto, szczyty wzgórz w chmurach, ale powoli nabieramy wysokości i przebijamy się ponad chmury. Jedziemy w bardzo suchym terenie, na przykład:
Dry landscape of  Precordillera
Wspinamy się na graniczną przełęcz Tambo Quemado (4460 m), nad którą góruje wulkan Parinacota (6350 m):
Volcan Parinacota at the Chile - Bolivia border
W okolicy jest zresztą więcej wulkanów, pojawia się też woda - jesteśmy już na Altiplano:
More volcanos and water
Droga prowadzi początkowo na wschód, ale na Altiplano, od miasta Patacamaya:
Patacamaya, the biggest city on our way
zmienia kierunek na północny i jedziemy teraz wzdłuż Sierry, głównego grzbietu (na długich odcinkach: grani) andyjskiego, pokazują się jej szczyty:
Peaks of Andean Sierra
Pojawiają się też, jak widać na powyższych zdjęciach, pola uprawne (na części z nich resztki po zbiorach, inne już zaorane), bydło, domy - wysokie góry stymulują opady. W końcu zjeżdżamy do La Paz, które położone jest w kotlinie, a właściwie dolinie rzeki:
The center of La Paz is in the valley, but the city climbs up all slopes
Widok z mojego okna:
View from my window in the hotel

A pod oknem handel uliczny:
Street business everywhere, this is just under my window
Wysokość jest tu spora (chociaż brakuje trochę do 4000 m), więc zadyszkę mam niezłą. Tutejsza recepta na chorobę wysokościową dla nowoprzybyłych brzmi: chodź wolno, nie pij napojów pobudzających ani alkoholu, śpij sam. Staram się jak mogę, zresztą pod górkę i tak nie dam rady przyspieszyć.

1 komentarz:

  1. Sierra robi wrażenie, widok zupełnie odmienny od naszych krajowych przyzwyczajeń, te kilometry trawiastych płaskowyży. Coś dla zaciętych surwiwalowców. A ta Indianka z ulicy to towar chyba importuje ze znajomego grzebulca na Puławskiej. Znajomy asortyment.

    OdpowiedzUsuń