Sobota, 25 maja. Autobus marki Marco Polo należący do firmy Nordic Buss odjeżdża punktualnie, po drodze w każdej miejscowości zabiera pasażerów chcących się dostać do Boliwii, a w Boliwii z kolei ich wysadza poczynając od dwu Indianek Aymara z dziećmi (jedno noszone na plecach) i wielkimi tobołami, które wysiadły w szczerym pustkowiu (bo trudno to było nazwać polem). Rano jest mglisto, szczyty wzgórz w chmurach, ale powoli nabieramy wysokości i przebijamy się ponad chmury. Jedziemy w bardzo suchym terenie, na przykład:
|
Dry landscape of Precordillera |
Wspinamy się na graniczną przełęcz Tambo Quemado (4460 m), nad którą góruje wulkan Parinacota (6350 m):
|
Volcan Parinacota at the Chile - Bolivia border |
W okolicy jest zresztą więcej wulkanów, pojawia się też woda - jesteśmy już na Altiplano:
|
More volcanos and water |
Droga prowadzi początkowo na wschód, ale na Altiplano, od miasta Patacamaya:
|
Patacamaya, the biggest city on our way |
zmienia kierunek na północny i jedziemy teraz wzdłuż Sierry, głównego grzbietu (na długich odcinkach: grani) andyjskiego, pokazują się jej szczyty:
|
Peaks of Andean Sierra |
Pojawiają się też, jak widać na powyższych zdjęciach, pola uprawne (na części z nich resztki po zbiorach, inne już zaorane), bydło, domy - wysokie góry stymulują opady. W końcu zjeżdżamy do La Paz, które położone jest w kotlinie, a właściwie dolinie rzeki:
|
The center of La Paz is in the valley, but the city climbs up all slopes |
Widok z mojego okna:
|
View from my window in the hotel |
A pod oknem handel uliczny:
|
Street business everywhere, this is just under my window |
Wysokość jest tu spora (chociaż brakuje trochę do 4000 m), więc zadyszkę mam niezłą. Tutejsza recepta na chorobę wysokościową dla nowoprzybyłych brzmi: chodź wolno, nie pij napojów pobudzających ani alkoholu, śpij sam. Staram się jak mogę, zresztą pod górkę i tak nie dam rady przyspieszyć.
Sierra robi wrażenie, widok zupełnie odmienny od naszych krajowych przyzwyczajeń, te kilometry trawiastych płaskowyży. Coś dla zaciętych surwiwalowców. A ta Indianka z ulicy to towar chyba importuje ze znajomego grzebulca na Puławskiej. Znajomy asortyment.
OdpowiedzUsuń