25 sierpnia, 2017

Atiu 4

Czwartek, 24 sierpnia czasu lokalnego. W nocy padał deszcz. Fakt ten jest ważny dla mieszkańców, bo chociaż obecnie mają studnię i wodę doprowadzoną do domów, to poziom wody w studni zależy od opadów, i zdarzają się braki. A teraz akurat mamy porę zimną i suchą. Kiedyś zostały pobudowane kolektory wody deszczowej dla każdej wsi, teraz każdy dom ma swój własny kolektor. Ale i tak wszystko zależy od tego ile napada. Zadawałem sobie pytanie jak było z tą wodą jeszcze wcześniej. Odpowiedź znalazłem dzisiaj w książce "Atiu. An Island Community" napisanej przez ośmiu mieszkańców Atiu i wydanej po raz pierwszy w 1984 roku; jej powstanie było wspierane, oprócz władz lokalnych, przez UNESCO.
Mianowicie, przed przybyciem misjonarzy większość wiosek znajdowała się w pasie żyznej, uprawnej ziemi rozciągającym się pomiędzy wzgórzami a makateą, obejmującym tereny bagienne ale i źródła wody, lub w pobliżu terenów uprawnych na makatea. Zgromadzenie wszystkich mieszkańców na wzgórzach spowodowali misjonarze po to, żeby można się było wspólnie modlić. Oni też wprowadzili podział na pięć wiosek, których nazwy oznaczają po prostu ich położenie według stron świata (są to po prostu nazwy kierunku na wioskę od centralnie położonego kościoła, zbudowanego w połowie XIX wieku). Autorzy podkreślają znaczną ilość wspólnie podejmowanych decyzji, zwłaszcza w porównaniu z innymi wyspami Oceanii. Ciekawostką jest, że Atiutanie posiadają wspólnie wyspę Takutea, ten atol z pojedynczą wyspą pośrodku jest pokazany z powietrza w poscie Atiu 1, która zresztą nie jest przez nich użytkowana i jest uznana za ostoję ptaków morskich. Dla bibliofilów: w małej książeczce wydano wspomnienia miejscowych dzieci z wycieczki szkolnej na tę wyspę (zliczano ptaki), większość wierszem ("Takutea. A Collection of Childrens Poems", 2008). Atiutanie wybudowali również własnymi siłami lotnisko, a kiedy okazało się, że pas startowy jest za krótki, wybudowali drugie, działające do tej pory. W tym kontekście powstanie na Atiu prywatnego rezerwatu jest trochę mniej zaskakujące.
Po południu odłożona z powodu palucha wycieczka do jaskini ptaszków kopeka. W zasadzie jet to system wielkich kawern, bogatych we wszelkie akcesoria jaskiniowe, jak stalaktyty, stalagmity i stalagnaty:

Jedna z tych kawern przechodzi w jaskinię, która jest zamieszkana przez kopeka. Rozległy otwór tej kawerny zamyka kotara:
Co to są za rośliny, nie mam pojęcia. Wdzierają się też do wnętrza kawerny:
Ptaszki kopeka (Atiu swiftlet - Aerodramus sawtelli) żyją tylko na Atiu. Gniazdują w ciemnej jaskini, w której nawigują echolokacyjnie wydając słyszalne kliknięcia. Wylatując z jaskini przechodzą na sterowanie wzrokowe. Jedyny taki gatunek na świecie. Jest ich w tej jaskini nie więcej niż sześćset. Zasiedliły jeszcze jedną jaskinię i to wszystko. Nie udało mi się pstryknąć ptaszka, chociaż fruwały nad nami, ale przynajmniej dwa zdjęcia terenu, w którym muszą nawigować (czyli sufitu jaskini):
 
W jednej z kawern znajduje się kamienny kurhan wodza z zamierzchłych czasów:
Podobno takich kurhanów jest na Atiu kilka.
Wielką atrakcją tej wycieczki jest kąpiel w podziemnym jeziorku, położonym w jaskini innej niż zamieszkana przez kopeka. Skorzystaliśmy z tej okazji wszyscy, a było nas sześć osób. Woda w miarę ciepła, przewodnik zapalił świeczki, ale do przepłynięcia mieliśmy tylko kilka metrów. Podobno nurkując można stąd dotrzeć do innych części tego systemu jaskiń.
To ostatni post z Atiu. Jutro lecę na Mauke z przesiadką na Rarotonga. Jak na Mauke będzie z internetem, nie mam zielonego pojęcia.
Na zakończenie jeszcze jedna zielona zagadka, ale tym razem dla miłośników przyrody:
 
Dan na Atiu, 24 sierpnia czasu lokalnego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz