08 sierpnia, 2017

Z Daly Waters Pub do Alice Springs

Po wczesnym starcie wysypiamy się w autobusie do południa:
z krótkimi przerwami na zwiedzanie. Zaczynamy od stacji telegrafistów w Tennant Creek. Wieje lodowaty wiatr, słońce dopiero co wyszło nad horyzont i jeszcze nie grzeje. Jedziemy autostradą (highway) (John McDouall) Stuarta, faceta, który w latach 1862-3 wytyczył początek szlaku dla telegrafu z Adelajdy do Londynu, trawersując jednocześnie po raz pierwszy Australię przez pustynie Środka. Była to jego trzecia próba, zdobył nagrodę 2000 funtów, ale ledwo przeżył. Na północnym końcu tego szlaku założono miasto Palmerstone, późniejsze Darwin. Telegraf poszedł sobie dalej po dnie morskim na Jawę i przez Indochiny i Indie szło już raportować bezpośrednio królowej w Londynie. Ponieważ sygnał telegrafu można było wtedy przesyłać nie dalej niż na 300 km, założono na szlaku Stuarta jedenaście stacji przekaźnikowych, gdzie telegrafiści odbierali depesze i wystukiwali je na następny odcinek. Były to jednocześnie bazy nieustannego patrolowania i naprawiania linii telegraficznej. Wyobraźcie sobie na przykład jakim rarytasem dla termitów były drewniane słupy telegraficzne (na szczęście na pustyniach termitów nie ma, za mało drzew, ale bliżej morza był to wielki problem). Kilka takich stacji odrestaurowano na potrzeby turystów:
Następni wędrowcy, najczęściej hodowcy bydła i poszukiwacze złota, szli już od słupa do słupa i tak powstał najsłynniejszy w Australii "trakt". W czasie II wojny światowej, na potrzeby wojska, utwardzono nawierzchnię i konwoje mogły już jechać z prędkością 40 kilometrów na godzinę przez ponad 2800 km.
Największa atrakcja na tym odcinku szlaku Stuarta to Devil's Marbles, po miejscowemu Karlu Karlu:
Opinie, jakoby Aborygeni twierdzili, że są to jaja Tęczowego Węża, wiarygodne źródła uznają za nieprawdziwe. Mają to być natomiast ślady toalety i strojenia się jednego z duchowych przodków. Według geologów natomiast są to intruzje magmy w piaskowiec, zastygającej głęboko pod powierzchnią (a więc pod dużym ciśnieniem) i tworzącej granitowe kolumny, które, pękając i erodując po usunięciu wierzchnich warstw piaskowca, dały w końcu obecne głazy. A to ciekawy przykład działania erozji na granit:

Na poniższym zbliżeniu widać z kolei, że czerwony kolor ma tylko wierzchnia warstwa skały. Żelazo, zawarte w niektórych minerałach granitu koroduje w kontakcie z wodą penetrującą skałę, ale nie głębiej niż na kilka centymetrów. Zaczerwienie (rdzewienie?) powierzchni wymaga 60-80-ciu lat jej wystawienia na działanie wody: 

Granit, jak to granit, jest szary. Miło go zobaczyć w piaskowcowym kraju. A w tym klimacie wietrzeje "na cebulkę", zrzucając wierzchnie, zardzewiałe i zerodowane warstwy:

I tak przejechaliśmy tego dnia prawie tysiąc kilometrów do Alice Spring, 25-cio tysięcznego (największego) miasta na pustynnym środku Australii, powstałego, jak większość tutejszych miejscowości, w pobliżu stacji telegraficznej. Nocleg w hostelu. W piątek, 4 sierpnia, o 6:00 wyjeżdżamy pod Uluru.
Dan w Royal Exhibition Hotel, Sydney.

2 komentarze:

  1. Całkiem jak po ciosie karate... A historia szlaku Stuarta pewnie podobna do tych wytyczanych w USA, np. Wilderness Road , wiodącej ze wschodnich stanów przez Appalachy do Kentucky. I też łażą tym szlakiem turyści, oczywiście bez Czirokezów za każdym pniem...

    OdpowiedzUsuń
  2. Stuart w czasie drugiej wyprawy na północ przez środek został zatrzymany przez dużą grupę uzbrojonych Czarnych i zawrócił. Została po tym zdarzeniu nazwa Attack Creek.
    W Australii ważne było znalezienie drogi z Sydney na zachód przez Góry Błękitne (Blue Mountains), które to przejście odszukano dopiero po kilku nieudanych próbach. A ważne było dlatego, że na zachód od gór znaleziono rozległe żyzne tereny i dopiero one zapewniły nowej kolonii (jak na razie tylko Sydney) dostateczną ilość żywności i dalszy rozwój. Wcześniej bywało, że przymierano głodem, bo ziemi uprawnej w okolicy było mało.

    OdpowiedzUsuń