29 sierpnia, 2017

Mauke 1



Ale najpierw jeszcze trochę wspomnień z Atiu. Pogoda się zmieniła i na Atiu, poza dniem mojego przylotu, już nie wiało tak mocno jak na Aitutaki, a chwilami wiatr zupełnie ustawał. Mieszkałem na wzgórzach, ale w miejscu gdzie zaczynają one opadać do morza, na granicy lasu. Między domkami (to akurat mój, ale wszystkie są podobne, zdjęcia zrobione od strony wejścia i od strony werandy):

 
starannie zadbana parkowa dżungla, jeżeli można tak powiedzieć. No i basen.
Mojego drugiego wieczoru na Atiu, kiedy ustał szum wiatru, ze zdziwieniem usłyszałem cykady. Poza tym było cicho. Kolejnej, również bezwietrznej nocy, oprócz cykad słychać było morze. Powtarzający się jakby szum silników lecącego samolotu, chwila ciszy, znowu szum i tak w kółko. Szum był na tyle oddalony, że nie zagłuszał cykad. Cykl szumu i ciszy bierze się, jak wydedukowałem, z cyklu fal uderzających o brzeg. Trzy wysokie fale, z których pierwsza jest najwyższa, fala średnia i trzy fale niskie. Cykl ten jest kluczowy dla rybaków, którzy wypływają z laguny na morze lub z niego wracają przez rafę. Można tego dokonać tylko w pewnych miejscach i trzeba wykorzystać okres trzech fal niskich, żeby nie rozbić łodzi o rafę. Ale dlaczego nie słyszałem morza poprzedniej nocy? Nie wiem, może to zależy od stanu pływów lub wilgotności powietrza? Na przykład, w pewne noce wyraźnie słyszę na Kabatach szum aut na szosie Wilanów – Konstancin, a w inne potrafi być zupełnie cicho.
Poranki dosyć często są tu pochmurne, chociaż trafia się także słońce od samego świtu. Dzisiaj jest wyjątkowo pochmurnie, wieje kapryśny wiatr, zarówno na Atiu jak i na Rarotondze. Czy to oznacza zmianę pogody? 
Było rzeczywiście pochmurno cały dzień, oba moje loty (na Rarotongę i na Mauke) cały czas nad chmurami, prześwity rzadkie. Jestem jedynym białym w samolocie na Mauke. Pozostali pasażerowie wiozą wspaniałe konstrukcje kwiatowe, jest sporo wolnych miejsc (leci 8 osób na 15 miejsc), więc jest je gdzie poustawiać. Na lotnisku tradycyjne przywitanie, wieńce z kwiatów i pocałunki. Pogoda nieco się poprawia. Niektórzy paradują w wieńcach na szyję z białych, mocno pachnących kwiatów i w kolorowych wiankach na głowie:
Ośrodek, w którym mieszkam, jest położony 100 m od portu lotniczego. Dostaję znowu domek z kuchnią i łazienką (gorący prysznic, jak zawsze), ale tym razem mam w rozpisce wszystkie posiłki. W zasadzie poza porami dowożenia posiłków jestem zupełnie sam. W pobliżu nie ma żadnych domów oprócz budynków portu lotniczego zupełnie pustych poza godzinami przylotu samolotu (trzy razy w tygodniu). Absolutny spokój, poza kogutami, które zaczynają piać o piątej rano, świniami, które pochrumkują w ciemności, kozami, które meczą, i wiatrem, który ucichł w nocy. Mam piękny widok na ocean, ale przez ogrodzony pas startowy. Szumu fal nie słyszę; makatea Mauke na tym odcinku wybrzeża jest podniesiona kilkanaście metrów nad poziom morza, a laguna bardzo wąska, więc prawdopodobnie wysoki brzeg zasłania akustycznie odgłos fal przyboju.
Po południu biorę rower… łatwo tak napisać, ale sprawa okazała się skomplikowana. Oba rowery ośrodka mają uszkodzone dętki, w końcu przywożą mi jakiś inny rower na sprawnych gumach, ale hamulce nie działają. Słyszę „Nie będą ci potrzebne”. Rzeczywiście wyspa jest prawie idealnie płaska, z niewiele tylko wypiętrzonym środkiem (27 m npm). Oglądam sklep, kupuję herbatniki i makaroniki instant na wszelki wypadek. Podziwiam dużą ilość kościołów różnych wyznań. Znajduję też kościół katolicki:
i port:
Następnego dnia budzi mnie piękne słońce. Wybieram się do centrum wyspy sprawdzić, czy w okolicy miejscowego Telecomu uda mi się wysłać ten post.
Dan na Rarotonga, 28 sierpnia czasu miejscowego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz