30 sierpnia, 2017

Rarotonga 2



Wtorek, 29 sierpnia czasu lokalnego. Rano popaduje, ale wkrótce pogoda się poprawia i cały dzień świeci słonce i wieje mocny, w porywach bardzo mocny, wiatr. Muszę się wymeldować z hotelu o 10-tej, ale zostawiam plecak i jadę zwiedzać Rarotongę. Moim celem jest najbardziej uzdrowiskowa miejscowość wyspy, Muri, w najciekawszym miejscu laguny, która tu się nieco rozszerza i robi miejsce na kilka motu (wysp). Nazwa motu odnosi się do wysp pobocznych, najważniejszą wyspę tubylcy zwykle nazywają lądem. Interesuje mnie nie tyle plaża i laguna, co starodawny port na północy tego rozszerzenia laguny:
Tutaj, pomiędzy lądem a największą motu, znajduje się głębokie przejście przez rafę:
Przejście jest tam, gdzie nie powstają grzywacze.
Stąd właśnie miało wypłynąć w XIV wieku siedem olbrzymich, oceanicznych kanu, które dowiozły ludzi na Nową Zelandię. Oto ich nazwy:
W historii Maorysów nazwano to wielką imigracją. Na przylądku, obok wyjścia na ocean znajdują się pozostałości marae, na którym, według Lonely Planet, święcono kanu i składano ofiary z ludzi. Może to był ołtarz ofiarny?:
Widok ogólny marae:
Łodzie wielkiej imigracji uczczono „kręgiem kamiennym”, który, według Lonely Planet, ma starożytny rodowód:
Przy każdym z tych małych kamyczków w kręgu umieszczono metalową plakietkę z nazwą jednej z tych łodzi. Inny „krąg kamienny” zbudowano dla uczczenia przypłynięcia na Rarotongę odtworzonych oceanicznych kanu z okazji jakiegoś pacyficznego festiwalu kilkanaście lat temu:
Obecnie takie kanu pływają w tę i we w tę po Pacyfiku. Niektóre, żeby było trudniej, korzystają tylko z tradycyjnych polinezyjskich metod nawigacji.
Po rozpoznaniu miejscowych starożytności jem lunch w The Mooring Fish Cafe, która reklamuje się jako „world reknown”, ale to już pozostawiam fachowcom do oceny. Burger z rybą moha (?) był rzeczywiście świetny, ale poza tym do wyboru tylko tuńczyk w wielu postaciach.
W Muri jest mnóstwo ośrodków i atrakcji, jak na przykład rejs po lagunie, ale ja odbyłem tylko spacer po szosie:
i po plaży:
łapiąc na pożegnanie kilka widoczków pacyficznych:
 
 
Teraz czekam w restauracji mojego hotelu na wieczór kulturalny, tzn. tańce w wykonaniu chłopaków i dziewczyn, które wczoraj zresztą obejrzałem na próbie odbywającej się przed moim oknem. A samolot odlatuje dopiero o 23:10. Znowu pada, ale za 20 min otworzą bufet.
Dan na Rarotonga, 29 sierpnia czasu lokalnego.

2 komentarze:

  1. Chyba jednak ci, co nie popłynęli, zrobili lepiej... Wziąwszy pod uwagę historię Nowej Zelandii. Choć oczywiście nie znam historii Mauke...
    Mała uwaga ignoranta: na większości fotek plaże zachęcająco puste. Pogoda nie ta i po sezonie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Im chyba było za ciasno, dlatego emigrowali.
      Obie uwagi o plaży słuszne. Ale mam też zdjęcie, gdzie trochę ludzi na plaży jest...

      Usuń