Niedziela, 13 sierpnia. Wycieczkę na
Rangitoto odkładam na przyszłość, ze względu na nie najlepszą widoczność,
kiepskie prognozy pogody i nawracające zapalenie gardła. Tutaj zresztą,
podobnie jak u nas w zimie, dużo ludzi kaszle i pokasłuje. Zamiast najmłodszego
wulkanu wybieram się na najwyższy w Auckland, Mount Eden, 196 m npm. Idę przez otoczenie
centrum, zabudowa tu chyba jeszcze z czasów kolonialnych:
Zwróćcie uwagę na
daszki nad chodnikami. Ten sam patent działa i w wysokościowym centrum, chyba
to pomysł właścicieli sklepów. Świetna osłona od słońca i od deszczu, trzeba
tylko uważać na przerwy między domami: można dostać nieoczekiwany prysznic. Sam
ciekawski wygląda z pomiędzy domów, ale i o nauce nie zapominam na tym
spacerze. Tym bardziej, że rozpadł mi się but od pary bardzo starannie dobranej
na ten wyjazd i musiałem sobie kupić nowe pseudo-addidasy:
Wulkan Eden zachował
swój krater, co prawda obecnie trawiasty, ale zawsze:Miała to być według Maorysów miska pokarmowa boga od rzeczy ukrytych w ziemi i sam krater jest dla nich w wysokim stopniu tapu (co biali przerobili na tabu, samo wyrażenie rzeczywiście pochodzi z Oceanii). Na tabliczce po prostu zakaz schodzenia do krateru. Widoki ze szczytu fascynujące. W szczególności robię pierwszą w życiu panoramę, a właściwie robi ją mój aparat, kompaktowa lustrzanka, a ja tylko w końcu zorientowałem się, że taka opcja istnieje:
Ta panorama jest ważna. Z lewej i prawej strony widać wodę, w środku rozległy fragment Auckland. Woda z lewej to zatoka Morza Tasmana, woda z prawej to zatoka Oceanu Spokojnego. Auckland ma dwa porty, po jednym na każdą stronę wyspy. To bardzo wygodne. A do spotkania obu akwenów już niewiele brakuje… Ze krawędzi krateru widać też część pięćdziesiątki wulkanów Auckland. Zacznijmy od Auckland Domain, a dokładniej gmaszyska Auckland Memorial Museum na jego szczycie:
A oto One Tree Hill:
i Mt Wellington:
Nazw większości z
widocznych wulkanów nie mogłem zidentyfikować, bo prostu nie były zaznaczone na
moim planie. Na przykład:
Na Mount Eden
znajdowała się pa, czyli obronna wioska Maorysów, pozostało po niej trochę
śladów w postaci tarasów i jam składów żywności:
I jeszcze zbliżenie na
centrum:
Na górze mokra
trawa i błoto w zagłębieniach terenu. Wieczorem burza z piorunami i ulewnym
deszczem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz