12 sierpnia, 2017

Kings Canyon

Dalsza relacja z outbacku. Niedziela, 6 sierpnia.
"Canyon" oznacza wgłębienie powstałe jako pęknięcie w skałach, dalej wymywane przez wodę płynącą jego dnem i podmywającą ściany, które w końcu się obrywają, co poszerza szczelinę. "Gorge" to szczelina powstająca od początku na skutek wcinania się płynącej wody w skały. Takie rozróżnienie ma obowiązywać w Australii, ale reszta świata go nie zna.
Zacznę od opisu naszego kempingowania, bo tego dnia zrobiłem kilka zdjęć. Kings Creek Station wygląda na przykład tak:
a miejsce naszego spania na tym kempingu tak:
Na środku ognisko (widoczny już tylko popiół), a swogi rozkłada się gwiaździście dookoła ognia. Zdjęcia ze swogami nie mam, bo zawsze rozkładaliśmy je i zwijali po ciemku (nie licząc ognia i księżyca). Zwinięte swogi wyglądają tak:
Swog to połączenie materaca i jednoosobowego namiotu. Całość jest nieprzemakalna, śpi się na materacu pod wierzchnią okrywą swoga. W zimne noce trzeba mieć jeszcze śpiwór. Można się przykryć swogiem razem z głową, jest na to specjalna klapa. Pierwszej nocy nie byłem przekonany do przykrywania się z głową i trochę zmarzłem, drugiej nocy okazało się, że to dobry system i było już ok. Młodzież rzeczywiście gawędziła przy ognisku długo w noc (jak zapowiadali organizatorzy), ale mi to jakoś wcale nie przeszkadzało spać. Do dyspozycji grupy obozującej w takim miejscu kempingowym przeznaczony jest jeszcze barak, w którym przygotowywaliśmy posiłki i je zjadali:
Barak jest zaopatrzony w niezbędne wyposażenie kuchenne, są też w nim przechowywane swogi. Jedzenie, talerze, kubki i sztućce każda grupa wiezie z sobą.
Na starcie trasy dookoła Kings Canyon byliśmy o świcie. Znowu wybieramy najdłuższy wariant: 4 godziny. Kings Canyon jest głębokim wcięciem w długim na 270 km uskoku skalnym, jednym z tych, które potem oglądałem z samolotu. Ścieżka dnem kanionu została niedawno zawalona i jest zamknięta, z wyjątkiem krótkiego odcinka początkowego. Najważniejszy szlak obchodzi kanion dookoła wzdłuż jego krawędzi. Jest też krótszy wariant tego szlaku, na wypadek zamknięcia szlaku dookolnego: dochodzi się do pewnego miejsca nad kanionem od strony wschodniej, gdzie podejście jest łagodne i trzeba wracać. My wdrapujemy się stromą ścieżką od strony zachodniej, jest jeszcze zimno, słońce dopiero co wzeszło. Kanion z góry wygląda mniej więcej tak:
w stronę jego ujścia na rozległy, płaski, pustynny teren. A tak jego dno w wyższej partii:
i jeszcze wspaniałe klify:
Od górnej części kanionu odbiega na zachód długa, głęboka, wąska rozpadlina skalna, do której musimy zejść chcąc obejść kanion. Nazywa się Ogrodem Edenu i rzeczywiście jest pełna zieleni. Na jej dnie znajdują się oczka wodne, nazywane tu water holes. Oto jedno z nich:
Krajowcy się tu nie kąpią i proszą, żeby turyści też tego nie robili. Dla nich są to miejsca święte, w których rezydują przodkowie, często w postaci węża tęczowego, którzy wciągają wgłąb śmiałków zakłócających im spokój. Jest tu chłodno i przyjemnie, ale w końcu trzeba wyjść i z tego Edenu. Tak wygląda exodus:
Powierzchnia skały nad kanionem przypomina bardzo dużo główek:
Tworzące je skały powstały z wydm nanoszonych przez wiatr, o czym ma świadczyć poniższy układ kolejnych warstw ustawionych pod różnymi kątami:
Z kanionu wracamy na obozowisko, jemy lunch i wsiadamy znowu do autobusu. Czeka nas kilkaset kilometrów powrotnej jazdy do Alice Springs. Po drodze robimy przerwę w przydrożnym centrum handlowym (benzyna, knajpa, galeria sztuki aborygeńskiej, sklep) prowadzonym przez farmę hodowlaną o powierzchni większej niż powierzchnia Danii. Specjalność: hodowla krów. Oferują też zakwaterowanie i indywidualne wycieczki po okolicznym outbacku. Sprawdzałem przed wyjazdem, wyglądało bardzo ciekawie, ale te ceny...
To koniec naszej zbiorowej wyprawy w outback. Następnego dnia odlatuję do Sydney.





2 komentarze:

  1. Wspaniałe pejzaże, szczególnie kaniony. Co do kwestii nazewniczych to Francuzi też mają swoje "gorges", które ma wiele znaczeń poczynając od szyi a kończąc na wąwozie. Choćby taki Gorges de la Bourne w górach Vercors, tyle że tam klify są wapienne.

    OdpowiedzUsuń
  2. W sprawie kanionów i gorgów rzeczywiście istnieją różne podejścia w różnych językach. My mamy wąwozy, jary, rozpadliny, szczeliny, no i importowane kaniony. Jeszcze może coś mamy w tej materii?

    OdpowiedzUsuń