14 sierpnia, 2017

Auckland 1

Trzy dni w Auckland teraz i jeszcze prawie trzy w drodze powrotnej. Długo kombinowałem, co z tym czasem zrobić. Pierwsza myśl: chociaż na jeden dzień w góry! Ale tu jest zima i raczej na narty się jeździ niż na chodzenie po górach. Narty też byłyby dobrą opcją, ale trzeba by wziąć z sobą ciepłe rzeczy i koszty wyjazdu na jeden - dwa dni są wysokie.
Inną ciekawą wycieczką mogłoby być odwiedzenie szkoły w Pahiatua. Przebywały tam w 1944 roku polskie dzieci wywiezione w czasie wojny ze Związku Sowieckiego do Iranu w ramach ewakuacji armii Andersa. Opowiedziała mi o tym moja serdeczna koleżanka Ania, zafascynowana Iranem. Było tych dzieci chyba z półtora tysiąca. Część "odebrali" rodzice, pozostałe były sierotami. W pewnym momencie zaapelowano do "opinii światowej" o przyjęcie tych dzieci jako uchodźców tam, gdzie nie toczą się walki. Około setkę dzieci zaprosił do siebie jeden z indyjskich maharadżów, około setki przyjął rząd nowozelandzki. Na szkole jest teraz tablica pamiątkowa. Przyglądałem się połączeniom do Pahiatuy znajdującej się na południowym wschodzie wyspy północnej, ale nic w miarę szybkiego i taniego nie znalazłem. Pozostał mi ostatecznie pobyt w Auckland, ewentualnie wypad w najbliższe okolice.
Patrząc na problem z innej strony należy zauważyć, że Auckland to miejsce fascynujące dla fanów wulkanów, do których i ja się zaliczam: jest położone na 50 wulkanach. Niestety część z nich już rozebrano na kamień budowlany, ale trochę jeszcze zostało. Trwają starania o wpisanie tego "Auckland lava field" na listę UNESCO. Magma znajduje się na głębokości 100 km, a ostatni wybuch wulkanu odbył się 600 lat temu. Wyłonił się wtedy z oceanu wulkan Rangitoto, tworząc nową wyspę i zamykając perspektywę z Auckland na otwarte wody. Dlaczego by nie połazić po wulkanach?
Zaczynam jednak od portu (i widoku na Rangitoto, oddalonego od Auckland o pół godziny promem). W Auckland przesunąłem znowu zegarek o dwie godziny do przodu - jestem już dziesięć godzin przed warszawiakami. Spałem długo, ale w końcu mi się to należało. W porcie teraz głównie promy i jachty, no i widoki na "city":
Z prawej strony najwyższa sztuczna struktura na południowej półkuli, Auckland Sky Tower, 328 m metrów wysokości Ale jest też niższa zabudowa:
no i widok na wulkany (wulkanki?):
oraz na Rangitoto (260 m npm):
Katolicka katedra została uznana przez autorów przewodnika Lonely Planet za najciekawszy architektonicznie budynek w Auckland (?):
Spotykam tu znowu naszego rodaka:
Jest to jedyny Polak, którego widuję od momentu wejścia do samolotu Dubaj - Sydney. Ale jeżeli rozszerzyć spotkania na Słowian w ogóle, to pod Urulu buszowałem razem z dwiema Słowenkami, obie świeżo po maturze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz